18 czerwca 2024

Dziadek grał dla reprezentacji Polski, synowie są gwiazdami w Belgii. Historia rodziny Kędziorów

Głogowianin Mariusz Kędziora to były reprezentant Polski w piłce ręcznej i legenda klubu z Eupen w Belgii. Teraz historię piszą jego synowie. Damian i Bartosz są gwiazdami lokalnej ligi, ale w narodowych barwach zakładają belgijskie trykoty. Zapraszamy na reportaż o historii rodziny Kędziorów autorstwa Mateusza Komperdy.

Rune ma cztery lata. To o jasnych włosach, dość wysoki na swój wiek, pełen energii chłopczyk. W ręku trzyma piłkę, nie przeszkadza mu klej lepiący się do dłoni. Robi dwa, trzy kozły i rzuca. Jest najmłodszym szczypiornistą z pokolenia rodziny Kędziorów. Tutaj w klubie – w belgijskim Eupen – w handball gra jego tata Damian (37 l.) wraz z wujkiem Bartoszem (33 l.). Na trybunach zasiada dziadek Mariusz (58 l.), jedna z legend miejscowego KTSV, ale i Chrobrego Głogów, gdzie rozpoczynał przygodę ze sportem. „Miałem wówczas kilkanaście lat” – wspomina Mariusz i pokazuje nam zdjęcie. Na nim koledzy z drużyny, do których ma wielki sentyment.

Albo praca w kopalni, albo granie w piłkę ręczną

Żona Barbara mieszkała przy ul. Rudnowskiej, w okolicach głogowskiej Cukrowni. Było to ponad trzydzieści lat temu. „Głogów mam w sercu. Pewnych ludzi i miejsc się nie zapomina” – mówi nam, gdy spotykamy ją na trybunach sportowej hali w Eupen. Wiernie kibicuje synom, którzy grają w BENE League – belgijskiej Superlidze. Starszy Damian, podobnie jak w przeszłości tata, to lewoskrzydłowy zawodnik. Z kolei Bartek jest rozgrywającym.

„Zazwyczaj spokojna Basia, w trakcie meczu potrafi być bardzo wybuchowa!” – śmieje się Mariusz. On także z dumą spogląda na parkiet. Jego syn Damian dobrze rozpoczął mecz, rzucił otwierające wynik bramki. Tego dnia trybuny wypełniły się niemal po brzegi. Atmosfera była gorąca. Pojawiło się około pięciuset kibiców. I młodsi, i starsi – przyszły całe rodziny. Wiele osób zaczepiało Mariusza, chwytało za rękę, uśmiechało się. Jest tutaj – w Eupen, czyli na pograniczu Belgii, Niemiec i Holandii – dobrze znany. Właśnie w tym klubie występował od 1991 roku. Od tego czasu pracuje również zawodowo, zajmując się sprzedażą i naprawą elektronarzędzi.

„Nadeszły czasy ustrojowej transformacji… w Chrobrym mieliśmy zapewnione etaty w kopalni czy na hucie, jakiś pewny byt, więc mogliśmy skupić się na grze w piłkę ręczną. Jednak wszystko nagle się zmieniło. Trzeba było wybrać: albo praca fizyczna, albo gra. Nikt nie wiedział, co dalej będzie. Padła atrakcyjna propozycja, właśnie z Eupen, więc wspólnie z Basią zdecydowaliśmy się wyjechać. Choć nie ukrywam, że to nie była łatwa decyzja. Żona nie była do końca przekonana. Miała jakieś obawy. Zresztą to były inne czasy. Teraz wsiadasz w auto i jednego dnia jesteś w Głogowie, a następnego już w innym mieście” – wspomina Mariusz.

Na koncie setki występów i bramek

Na początku trzeba było odnaleźć się w nowym świecie. Dzieci były jeszcze małe, potrzebowały opieki. Mariusz szybko znalazł pracę, no i w klubie dobrze mu się wiodło. „Miał to być rok, może dwa. Szybko leciało. Na parkiecie spędziłem dziesięć lat” – oprowadza nas po hali, pokazuje bar, szatnie, schodzimy na parkiet. „Na pewno sportowe obiekty są dużo skromniejsze niż w niemieckiej Bundeslidze” – dodaje i napomina przy tym, że mimo to piłka ręczna – choć BENE League nie jest w pełni profesjonalną ligą – cieszy się w Belgii dużym zainteresowaniem.

– „Miałem lepsze i gorsze momenty, lecz mogę powiedzieć, że zapisałem się na łamach historii naszego klubu. Nie zliczę występów, nie zliczę też bramek. O jestem tutaj na zdjęciu, obok Damian, jest też Bartek” – pokazuje fotografie znajdujące się w witrynie. Dopowiada, że po karierze sportowej była praca trenerska. Mariusz grał nie tylko w Eupen, ale również w okolicznych klubach z Raeren i Eynatten. Miło wspomina okres, choć krótki, gdy trenował zespół seniorów z Eupen. Na ławce trenerskiej spędził raptem trzy miesiące, ale pod jego wodzą zespół pierwszy raz w historii awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej, czyli BENE League. Pod koniec kwietnia oficjalnie został ponownie, czyli drugi raz w karierze, szkoleniowcem tej ekipy.

Klub z Eupen nie jest ligowym krezusem. Może za to pochwalić się zarówno męską, jak i kobiecą drużyną. Dodatkowo trenuje tutaj kilka grup dzieci oraz młodzieży. „Mamy sporo sponsorów, to miejscowe firmy” – Mariusz opowiada, że miejscowi przedsiębiorcy identyfikują się ze klubowymi barwami. „To chyba taka mentalność, taka tradycja” – dodaje.

Nadano telegram: wzywamy na zgrupowanie

Na chwilę wraca pamięcią w czasy dzieciństwa. Uczęszczał do klasy sportowej o profilu piłki ręcznej w Szkole Podstawowej nr 7, gdzie trafił pod skrzydła Jerzego Chojnackiego.

„Byłem o rok młodszy od rówieśników, ale przeszedłem sprawdzian sprawnościowy i się dostałem. Jurek był świetnym pedagogiem. Trenowaliśmy z nim wszystkie dyscypliny. Dobrze nam szło również w koszykówkę, siatkówkę czy hokeja” – wymienia.

Był 1982 rok. On miał 16 lat, zadebiutował już w Chrobrym Głogów na poziomie II ligi. O miejsce w składzie rywalizował z Józefem Kaminiarzem. „Szansę dał mi trener Andrzej Grudzień. Najpierw treningów, później wpuścił na parkiet. Tak sobie marzyłem, żeby zagrać w pierwszym składzie. Myślałem: chociaż minutę! Ba, i rzucić bramkę! Nadszedł ten dzień. Trener wskazał na mnie, wbiegłem na płytę. Ważne było to, jak zachowała się drużyna. W jednej z pierwszych akcji wybiegłem do kontrataku. Grzegorz Ratajczak mógł podać piłkę komuś innemu, ale wybrał mnie. Młodego i niedoświadczonego zawodnika. Wykorzystałem, rzuciłem! Potem był jeszcze karny, którego również zamieniłem na gola. W hali wojskowej było bardzo głośno” – opowiada i zdradza, że następnym marzeniem w tej pełnej fantazji młodzieńczej głowie była gra w reprezentacji Polski. „Dla mnie było to wówczas wręcz nieosiągalne… a jednak” – dodaje.

Mariusz Kędziora grał w młodzieżowych reprezentacjach Polski, a następnie na poziomie seniorskim. Wówczas szkoleniowcem Biało-Czerwonych był Zenon Łakomy. Mariusz występował w jednym zespole m.in. z Bogdanem Wentą. Miał wtedy około 24 lat, był jednym z młodszych w kadrze.

„Nadano telegram, napisano w nim: proszę się stawić na zgrupowanie reprezentacji do olimpijskiego ośrodka w Gdańsku. Nie mogłem w to uwierzyć. Emocje wzięły górę. Miałem nawet szansę udziału w mistrzostwach świata B. Niestety, podczas treningu zderzyłem się ze Mariuszem Kwiatkiem, doznałem kontuzji. Ta mnie wykluczyła z udziału w turnieju. W sumie w reprezentacji zagrałem kilkanaście meczów” – mówi.

Z Chrobrym awansował do I ligi. Chwilę później jego drogi z Głogowem się rozeszły. Nie na chwilę, jak zresztą planował, lecz już na zawsze. Z teczki z rodzinnymi pamiątkami wyciąga zdjęcia. Na jednym z nich klubowa kadra piłkarzy ręcznych: jest Marek Wojciechowski, Irek Sikora, Ryszard Radoszewski, Adam Proć, Lucjan Stolarek, Wojciech Skołozdrzy, Paweł Żurek. Trenerem był Michał Żelazek.

„Mieliśmy bardzo fajny zespół. Oni byli wspaniali, otwarci. Miło wspominam także trenera Michała Żelazka, długo ze sobą współpracowaliśmy. Prowadził zespół juniorów, w którym grałem. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Zawiązały się znajomości, przyjaźnie. Zresztą, wiele z nich pozostało do dziś. Mimo dzielącej nas odległości. Czasami bywam w Głogowie, przyjeżdżam do brata. Staram się też odwiedzić kolegów, choć zazwyczaj są to krótkie wypady” – Mariusz zapowiada przy tym, że wkrótce znów ich odwiedzi.

Synowie bywają w Polsce rzadziej. Raczej są to wypady zawodowe, mniej rodzinne. Młodszy Bartosz był w Katowicach na sparingowym meczu Polski z Belgią… Zagrał wówczas w reprezentacji drugiej z wymienionych ekip. W belgijskim trykocie występował także na Mistrzostwach Świata 2023.

„Bartosz mówił, że gdy usłyszał polski hymn, to serce mu drżało” – nie ukrywa Mariusz. Bracia urodzili się przecież w Głogowie, od czasu do czasu śledzą wyniki Chrobrego. Jednak swoją przyszłość wiążą z Eupen, gdzie założyli rodziny. Bartosz ma dwójkę, a Damian trójkę dzieci. Dobrze mówią w ojczystym języku, uwielbiają polską kuchnię. Są gwiazdami tutejszej ligi. Zdobywcami najważniejszych krajowych trofeów, występowali w europejskich pucharach.

Na parkiecie w Eupen grał dziadek, występuje tata, swoich sił pewnie spróbuje kiedyś też Rune. Jak miło usłyszeć radość spikera po kolejnej bramce, wykrzykującego: „Kędziora”. Przepraszam, „Kedziora”. Nazwisko pisane jest już przez „e”, nie przez „ę”. Bo tutaj, w Belgii, łatwiej wtedy je wypowiedzieć.

Autor: Mateusz Komperda

SKLEP KIBICA

KOSZULKI | SZALIKI | CZAPKI | GADŻETY

Pin It on Pinterest