„Po diagnozie sportowy świat mi się po prostu zawalił” – mówi nam w szczerym i obszernym wywiadzie Karolina Kochaniak-Sala, która od przeszło czterech miesięcy zmaga się z kontuzją zerwania więzadła w kolanie. I dodaje – „To był szok, że jednego dnia normalnie funkcjonuję, a drugiego mam problem, żeby wstać do łazienki. Wciąż się czasem wkurzam, ale najważniejsze, że wszystko idzie zgodnie z planem”. Pod koniec września „Karo” weźmie udział w zgrupowaniu reprezentacji Polski, aby kontynuować indywidualne zajęcia. Pytanie, czy zagra na listopadowych Mistrzostwach Europy 2024, wciąż pozostaje jednak bez odpowiedzi…
Był 7 kwietnia bieżącego roku. Reprezentacja Polski kobiet wywalczyła właśnie awans na Mistrzostwa Europy 2024. Wypełniona polskimi kibicami Hala MOSiR w Zielonej Górze świętowała sukces Biało-Czerwonych z Karoliną Kochaniak-Sala w składzie.
Jeszcze wówczas nikt nie mógł przypuszczać, że zwycięstwo okupione zostanie tak poważną kontuzją jednej z liderek reprezentacji. Podczas jednej z akcji rozgrywająca nieszczęśliwie upadła, uderzając kolanem o parkiet. Z pozoru niegroźnie wyglądający uraz okazał się jednak dużo bardziej poważny w skutkach. “Wydawało mi się, że to nic poważnego, po prostu zwykłe zbicie, z jakim spotykam się dość często” – mówiła sama zainteresowana.
Po chwili nadeszła diagnoza: uszkodzenie więzadła krzyżowego tylnego w kolanie. Nie minął tydzień, a zawodniczka parkiet zamieniła na stół operacyjny. Reprezentacyjny licznik Karoliny Kochaniak-Sala zatrzymał się na 41 meczach i 92 bramkach. Nikt nie umie powiedzieć, kiedy zacznie bić z powrotem.
Maciej Szarek, Związek Piłki Ręcznej w Polsce: Jak twoje kolano?
Karolina Kochaniak-Sala: Od momentu kontuzji minęły już ponad cztery miesiące. Od tego czasu mieszkam w Poznaniu, gdzie jestem pod stałą opieką fizjoterapeuty reprezentacji Polski Michała Bartkowiaka oraz trenera przygotowania motorycznego Przemysława Adamusa z kliniki Rehasport. Biegam, ćwiczę na siłowni, od niedawna w moim treningu pojawiły się także elementy piłki ręcznej. Jak dotąd wszystko idzie zgodnie z planem, ale czekamy na pierwsze testy sprawnościowe, które przejdę w połowie września. Ich wyniki pokażą nam, gdzie jesteśmy i nad czym trzeba jeszcze mocniej popracować.
Przyjęło się, że powrót do gry po kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych zajmuje mniej więcej dziewięć miesięcy. Jest w ogóle inny uraz, którego sportowcy obawiają się równie mocno?
Sama długo myślałam, że kontuzja kolana w ogóle mnie nie dotyczy. Mogę sobie wybić palec, skręcić kostkę albo potłuc udo, ale zerwać więzadła w kolanie? Na pewno nie. Tak, bardzo obawiałam się podobnej kontuzji, bo doskonale wiedziałam od koleżanek, że rehabilitacja nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Trzeba dużo pracować, często się wkurzać, czasami zagryźć zęby i znieść trudności. Teraz doświadczam tego na własnej skórze, ale cieszę się, że mam wokół siebie świetną opiekę i dużą pomoc.
Ktoś mógłby pomyśleć: doznała kontuzji, nie musi grać, pensja wpływa na konto, a wolnego czasu w bród, no bo co tu robić, jak do tej pory głównie grało się w piłkę?
(śmiech) Nie wiem, czy da się być bardziej w błędzie!
To znaczy?
Kontuzja wpływa nie tylko na nasze życie sportowe, ale też prywatne. Przede wszystkim, na blisko pięć miesięcy musiałam przeprowadzić się do Poznania, by dostać najlepszą możliwą opiekę medyczną. Przez pierwsze kilka dni miałam problem, by opanować chodzenie o kulach. Przyznam, że kilka razy zdarzyło mi się nimi rzucić. To był dla mnie szok, że jednego dnia normalnie funkcjonuję, a drugiego mam problem, żeby wstać do łazienki. Przez trzy miesiące chodziłam w ortezie, która mocno przeszkadzała w chodzeniu czy spaniu. Pod koniec tego okresu odliczałam już dni do wizyty u lekarza, który powie, że mogę ją zdjąć. Wtedy jednak musiałam w zasadzie nauczyć się chodzić od nowa, bo noga funkcjonowała nieco inaczej niż przedtem. To wszystko nic przyjemnego, ale też nie koniec świata. Przeżyłam, radzę sobie, staram się nie narzekać.
Proces rehabilitacji okazał się nieco łagodniejszy czy jeszcze trudniejszy niż zakładałaś?
To dla mnie pierwsza taka kontuzja w karierze, więc zupełnie nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Znałam relacje ze środowiska, ale miałam nadzieję, że może w moim przypadku będzie trochę inaczej, wszystko pójdzie odrobinie szybciej, sprawniej, łatwiej. Taka już jestem, że chciałabym, żeby wszystko toczyło się błyskawicznie, a pierwsze efekty rehabilitacji mnie nie zadowalały i ciągle było mi mało. Dlatego w pewnych momentach zderzyłam się ze ścianą i musiałam dostosować swoje oczekiwania. Teraz już wiem, że najważniejsze jest to, że nie ma żadnych komplikacji, wszystko idzie w dobrym kierunku i oby tak zostało.
Może trudno to oddać na papierze, ale naprawdę słychać, że jesteś pozytywnie nastawiona. Jaką drogę musiałaś przejść także w głowie, żeby zaakceptować swoją kontuzję?
Jestem tym typem, który lubi sam przepracować trudne rzeczy. Oczywiście miałam ciągłe wsparcie od koleżanek w kadrze i w klubie (Karolina Kochaniak-Sala jest zawodniczką KGHM Zagłębia Lubin – red.), a także sztabów szkoleniowych, ale mimo to, emocjonalnie było mi bardzo ciężko. Kiedy dostałam diagnozę, sportowy świat mi się po prostu zawalił. Do czasu kontuzji rozgrywałam dobry sezon, świetnie czułam się na boisku, byłam w formie. Dlatego długo nie mogłam się pogodzić z kontuzją. W tym pomogła mi moja druga cecha: jestem zadaniowcem. Kiedy przestawiłam sobie w głowie, że teraz moim celem będzie powrót do gry i do formy, było mi już o wiele łatwiej.
Jak teraz wygląda twój przykładowy dzień rehabilitacyjny?
Zwykle zaczynam od treningu. Może to być np. trening siłowy z trenerem przygotowania motorycznego, który trwa mniej więcej półtorej godziny. Później spotykam się z fizjoterapeutą, z którym pracuję nad regeneracją oraz takimi elementami jak zakres ruchu. Drugiego dnia zaczynam od treningu biegowego polegającego na interwałach. Trochę się zmęczę, potem wracam na stół rehabilitacyjny, a wieczorem odbywam zajęcia z elementami piłki ręcznej. Pracuję nad zmianą kierunku biegu, zwodami, oddaję kilka rzutów.
Czyli paradoksalnie czasu masz jeszcze mniej niż normalnie?
Zgadza się. Dwa treningi dziennie, zajęcia z fizjoterapeutą, a jeszcze muszę znaleźć czas na regenerację i odpoczynek, bo zajęcia są dla mnie wymagające. Jeśli ktoś myśli, że ostatnio miałam czas pozwiedzać Poznań i korzystać z życia, to nie mam na to nawet siły. Większość czasu spędziłam albo w domu, albo w klinice Rehasport.
Czyli o nowym hobby nie ma mowy?
Nadrabiam zaległości serialowe.
To pozostając w tej tematyce, Karolina Kochaniak-Sala ma szansę zagrać choćby drugoplanową rolę podczas Mistrzostw Europy Kobiet 2024 (turniej rozpocznie się w listopadzie – red.)?
Chcę wrócić do gry dopiero wtedy, kiedy będę na to gotowa w stu procentach. Jedna rzecz to odzyskanie sprawności, a druga powrót do formy umożliwiającej rywalizację sportową na wysokim poziomie. Chcę jak najlepiej przygotować się do powrotu na boisko, bo nie chodzi tylko o to, żeby wrócić na parkiet, ale znów grać dobrze.
Jasne, mam w głowie swoje małe cele, ale nie chcę narzucać sobie żadnego konkretnego terminu, bo przez to bym się tylko denerwowała, gdyby coś nie szło zgodnie z planem. Z jednej strony chcę wrócić do gry jak najszybciej, ale z drugiej strony nic nie będę robić wbrew sobie. Na szczęście wiem, że ludzie wokół mnie i tak by na to nie pozwolili. Jeśli uda się wyrobić na mistrzostwa, to super. Jeśli nie, świat się nie skończy.
Selekcjoner Arne Senstad jest na bieżąco w kontakcie z moim fizjoterapeutą i wie, że szanse na mój występ na EURO stoją pod znakiem zapytania. Cieszę się, że oboje jesteśmy takiego samego zdania, że nie będziemy robić nic na siłę i nikt na nikogo nie będzie wywierał presji. Zwłaszcza, że w tym momencie nikt nie potrafi jeszcze ocenić, kiedy będę mogła wrócić do gry. I wiesz co? Nawet cieszę się z takiego rozwiązania, bo bez presji goniącego terminu będzie mi o wiele łatwiej.
Podczas towarzyskiego meczu reprezentacji Polski w Pile, tuż po twojej kontuzji, pozostałe kadrowiczki wyszły na parkiet w koszulkach “Karo, jesteśmy z Tobą”. Jak ważne było wsparcie, które otrzymałaś od bliższych lub nawet dalszych ci osób?
To był bardzo miły moment, a emocje sprawiły, że nie mogłam powstrzymać łez. Kilka dni po odniesieniu kontuzji wciąż byłam na zgrupowaniu reprezentacji, bo w ten sposób czułam się o wiele lepiej, niż gdybym siedziała sama w domu. Od razu czułam duże wsparcie. Podobnie było po powrocie do klubu. Bardzo dziękuję za to, że na każdym etapie rehabilitacji zawsze ktoś był obok mnie, nigdy nie zostałam sama. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że czasem potrzebuję czasu dla siebie i uszanowali to. Kiedy byli potrzebni, zawsze byli dostępni, ale zostawili mi też potrzebną przestrzeń na przepracowanie kontuzji na własną rękę. Wiem, że ostatnio nie było ze mną łatwo (śmiech)!
Mimo statusu kontuzjowanej, znalazłaś się na liście powołanych na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski (LISTA). Co za tym stoi i jak będzie wyglądała twoja praca w Szczyrku?
Po prostu nie chcę dać o sobie zapomnieć. Chcę żeby dziewczyny wiedziały, że zaraz wracam i pilnuję swojego miejsca (śmiech)! Oczywiście żartuję. Bardzo się cieszę, że znów będę mieć możliwość spotkania się z dziewczynami i przebywania z nimi poza treningami. Dzięki obecności na zgrupowaniu będę miała szansę kontynuować indywidualne treningi, które wykonuję do tej pory, ale też sprawdzić się na parkiecie. Niedługo wyjeżdżam z Poznania i kolejny etap rehabilitacji będę przechodzić w Lubinie, więcej czasu spędzając na hali, trenując zgodnie z zaleceniami fizjoterapeuty i lekarzy. Podczas kilku dni zgrupowania na pewno będę mieć szansę jeszcze lepiej sprawdzić, na co mogę sobie pozwolić, odbyć kilka testów i porozmawiać ze sztabem szkoleniowym o dalszych krokach.
Do momentu kontuzji rozgrywałaś najlepszy sezon w karierze? W Zagłębiu byłaś najlepszą strzelczynią w Lidze Mistrzyń, a w ORLEN Superlidze drugą najlepszą asystentką. W maju odebrałaś trzecią z rzędu nagrodę dla MVP Sezonu ORLEN Superligi Kobiet.
Nie wiem, czy najlepszy, ale faktycznie czułam się bardzo dobrze i miałam dobry sezon. Było w nim dużo grania, ale byłam bardzo dobrze przygotowana. Mimo zmęczenia, nie miałam żadnych obaw, cieszyłam się grą.
Zastanawiam się, czy kontuzja wpłynęła na dalszy tok twojej kariery. Stawiam, że po takim sezonie i występach w Lidze Mistrzyń niejeden klub w Europie zapisał sobie w notesie twoje nazwisko.
Na ten moment wracam po kontuzji i skupiam się tylko na tym. Najpierw chcę wrócić do gry, a potem na dobry poziom, bo nigdy nie wiadomo, jak moje ciało zareaguje po rehabilitacji i czy w ogóle uda mi się ponownie osiągnąć tak wysoką formę. A czy kiedyś myślałam o wyjeździe za granicę? Pewnie, że tak. I nadal sądzę, że nie jest to zamknięty temat.
Pytam nieprzypadkowo, bo w letnim okienku transferowym barwy klubowe zmieniło wiele twoich koleżanek z kadry. Choćby Aleksandra Rosiak, Sylwia Matuszczyk, Daria Michalak, Dagmara Nocuń czy Emilia Galińska (podsumowanie letnich transferów Biało-Czerwonych można przeczytać TUTAJ). Który transfer najbardziej zwraca twoją uwagę?
Faktycznie dużo tych transferów i oczywiście mocno trzymam kciuki za wszystkie dziewczyny, ale najmocniej mam w sercu Darię Michalak, z którą jeszcze do niedawna grałam razem w Lubinie. Będę jej bardzo kibicowała, żeby zawojowała ligę rumuńską (przenosi się do HC Dunărea Brăila – red.) i pokazała, jak się dobrze gra!
A czy Polki pokażą, jak się dobrze gra podczas EHF EURO 2024? Zagracie w Grupie C razem z Francuzkami, Portugalkami oraz Hiszpankami.
Na pewno stać nas, żeby wyjść z tej grupy. Jeśli chodzi o Francję, doskonale wiemy, że to bardzo mocny zespół. Wystarczy spojrzeć na to, jak grają i co zdobywają (Francuzki to aktualne mistrzynie świata z 2023 roku i wicemistrzynie olimpijskie z 2024 roku – red.). Z kolei Hiszpania i Portugalia to zespoły, z którymi powinnyśmy wygrać, co już zresztą potrafiłyśmy zrobić (Polska pokonała Hiszpanię 22:21 podczas fazy grupowej EHF EURO 2022 – red.).
Po Mistrzostwach Świata Kobiet 2023 (Polska zajęła 16. miejsce – red.) powiedziałaś, że “nigdy dotąd nie wierzyłaś bardziej w tę drużynę, jak w tym turnieju”.
Mogę tylko powtórzyć, że nie uważam, żeby wynik odzwierciedlał postęp, jaki w ostatnich latach zrobiła nasza reprezentacja. Gramy lepiej, stałyśmy się prawdziwą drużyną, w której każda z nas będzie walczyć za koleżankę. Wiemy, że jesteśmy w tym wszystkie razem i tylko w ten sposób możemy dużo osiągnąć. Myślę, że brakuje nam jednego dobrego meczu, który pozwoli wejść na wyższy poziom.
Coś jak mityczny już mecz reprezentacji Polski w piłce nożnej prowadzonej przez Adama Nawałkę na Stadionie Narodowym z Niemcami (2:0)?
Właśnie. Do tej pory w meczach z faworytkami zawsze nam czegoś brakuje, choć często jesteśmy blisko sukcesu. Weźmy za przykład mecz z Niemkami podczas MŚ 2023. Wiedziałyśmy, że to bardzo ważne spotkanie, w trakcie poprzednich mistrzostw grałyśmy z nimi jak równe z równymi (Polki przegrały z Niemkami 30:32 podczas EHF EURO 2022 – red.), więc wiedziałyśmy, że są w naszym zasięgu. Chciałyśmy wygrać tak bardzo, że zagrałyśmy najgorszy mecz w turnieju (17:33). Cały czas wierzę, że stać nas, żeby zrobić krok do przodu i bardzo czekam na ten moment.
A jak odebrałaś informację, że w najbliższych latach dwukrotnie będziecie miały możliwość zagrać na imprezie mistrzowskiej w Polsce? Związek Piłki Ręcznej w Polsce zorganizuje Mistrzostwa Europy Kobiet 2026 oraz Mistrzostwa Świata Kobiet 2031.
Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że na którejś z tych imprez pojawię się na boisku (śmiech)! Zagrać taki turniej przy swoich kibicach to musi być coś bardzo fajnego, a my jeszcze nie miałyśmy okazji tego doświadczyć. Kiedy na trybunach jest cała rodzina i wszyscy przyjaciele, to dodaje skrzydeł.
Na koniec zahaczmy jeszcze o Zagłębie. W kwietniu zapewniłyście sobie czwarty z rzędu tytuł Mistrzyń Polski. Co stoi za krajową dominacją Zagłębia?
Każda z nas jest bardzo ambitna, więc gdy złożymy to w całość, to okazuje się, że my po prostu… lubimy wygrywać! Oprócz tego znamy swoją wartość, wiemy, jak dobrze potrafimy grać, i zdajemy sobie sprawę, że nasza siła tkwi w grze zespołowej. Dzięki temu w trudnych momentach, kiedy nic nie idzie, wciąż wierzymy, że jako drużyna potrafimy wyjść z każdej sytuacji.
A jednak w ubiegłym sezonie Ligi Mistrzów na 14 meczów zanotowałyście 14 porażek. Tak musiało być?
Nie wiem, ale jestem pewna, że każda z nas bardzo dużo wyciągnęła z tego sezonu w Lidze Mistrzyń. Zobaczyłyśmy, ile brakuje nam do najlepszych zespołów na świecie. Musimy jeszcze nabyć doświadczenia na tak wysokim poziomie, nauczyć się nieco boiskowego cwaniactwa czy przyzwyczaić do innego sędziowania. Z drugiej strony udowodniłyśmy sobie, że fragmentami możemy nawiązać walkę z najlepszymi i mamy do tego umiejętności. Nie potrafiłyśmy jednak utrzymywać poziomu przez całe mecze, więc są elementy, nad którymi musimy pracować.
W bieżącym sezonie zagramy w Lidze Europejskiej i mam nadzieję, że awansujemy do fazy grupowej. Wtedy zmierzymy się z zespołami bardziej z naszej półki i będziemy mogły wykorzystać nabyte doświadczenie i zbudować pewność siebie na arenie międzynarodowej.
Wszystko, o czym mówiliśmy, czyli pierwsze mecze ORLEN Superligi, potem Superpuchar Polski (WIĘCEJ), pierwsze mecze w Lidze Europejskiej czy towarzyskie spotkania reprezentacji Polski, będziesz obserwować z boku. Nie możesz się już doczekać powrotu na parkiet czy dobrze ci w roli kibica?
Bardzo bym już chciała wrócić! Z czasem jest nawet coraz gorzej, bo czuję, że mogę robić coraz więcej, ale to wciąż za mało, żeby grać! Dlatego nie zawsze łatwo jest oglądać mecze koleżanek z drużyny. Ostatnio siedziałam na trybunach podczas jednego z przedsezonowych sparingów i już się zastanawiałam, co ja bym zrobiła w danej sytuacji. Moja głowa po części już jest na parkiecie, muszę jednak poczekać, żeby nogi też tam się znalazły.
Co do Superpucharu Polski (KGHM Zagłębie Lubin zmierzy się z KPR Gminy Kobierzyce – red.), na pewno będzie to duże wydarzenie, bo jest to pierwszy taki mecz w historii. Po to jednak trenujemy, żeby grać w takich meczach. Pierwsze ligowe przetarcie dziewczyny mają już za sobą (Miedziowe wygrały 35:14 nad Energą Szczypiorno Kalisz – red.), nowe zawodniczki dobrze wkomponowały się w nasz zespół i naprawdę przyjemnie się je oglądało. Wierzę w swoją drużynę i wiem, że już na początku sezonu możemy zdobyć pierwsze trofeum, które tylko pozytywnie napędzi nas na cały rok.