Mistrzowie Polski zremisowali w Skopje z Vardarem 28:28. Macedończycy do meczu przystąpili w bardzo okrojonym składzie, często chwytali się szaleńczych pomysłów, a Vive i tak nie potrafiło wykorzystać słabości rywala. To był szalony mecz.
Ale po kolei. Starcie trzeciej drużyny w tabeli (VIVE) z wiceliderem (Vardar), gwarantowało emocje. – Kielczanie to nasz wielki rywal. Będą spięcia, dużo emocji, a po meczu ktoś pewnie będzie płakał. Te mecze zawsze były interesujące – zapowiadał kapitan Macedończyków, Stojancze Stoiłow. I nie pomylił się wcale.
Stawką spotkania była druga lokata w grupie. Vardar, obrońca tytułu, grał ostatnio w kratkę. Rozgrywki rozpoczął od trzech zwycięstw z rzędu, by potem doznać dwóch druzgocących porażek: z THW Kiel (20:31) oraz z Telekomem Veszprem (30:39). Dwie przegrane na koncie mieli również mistrzowie Polski, znajdujący się ostatnio na fali po pokonaniu Mieszkowa Brześć oraz wspomnianego Veszprem. W efekcie przedmeczowy dorobek punktowy Polaków i Macedończyków różnił się ledwie o punkt, co zapowiadało wyrównaną walkę.
Z pomocą fanatycznych kibiców skopijczycy od pierwszej minuty zgotowali gościom piekło. Vardar braki kadrowe nadrabiał olbrzymim zaangażowaniem. A trzeba zaznaczyć, że chociażby na prawym rozegraniu występował nominalny skrzydłowy, Ivan Cupić. Lider Macedończyków, Dainis Kristopans, cały mecz przesiedział na ławce rezerwowych. Kłody rzucane obrońcom tytułu pod nogi nie przeszkodziły im jednak w osiągnięciu prowadzenia 10:5 po kwadransie gry. Kielczanie byli osłupiali.
Trener gospodarzy zaskoczył konsekwentnym stawianiem na manewr z siódmym zawodnikiem w ataku. 15 minut zajęło mistrzom Polski obudzenie się z letargu. Gdy to nastąpiło, VIVE zaczęło wykorzystywać sytuację rywala – pięciokrotnie trafiło do pustej bramki, karcąc rywala za podjęte ryzyko. Po czterech bramkach z rzędu kielczanie doprowadzili do kontaktu (9:10, 18. min.).
Od tego momentu gra toczyła się w rytmie gol za gol, choć wciąż to Vardar był w roli uciekającego. VIVE wreszcie zacieśniło szyki w obronie, rywale nie zagrażali bowiem rzutem z dystansu, ale podejmując czasem karkołomne próby, i tak znajdowali drogę do kieleckiej bramki. Po 4 razy w trakcie pierwszego pół godziny trafili Stas Skube oraz Stoiłow. Taką samą liczbą bramek odpowiedzieli Blaż Janc i Władysław Kulesz.
Poza prowadzeniem 1:0 PGE VIVE na czele w trakcie pierwszej partii było tylko raz (15:14 w 26. min.). Trzema bramkami bez odpowiedzi gości Vardar wrócił jednak na czoło i schodząc do szatni, prowadził 17:16. Co gorsza, zaraz po przerwie, dzięki kolejnej serii, gospodarze odbudowali przewagę (20:16, 35 min.).
Po chwili mecz obrócił się o 180 stopni. Teraz to VIVE zanotowało szesciobramkową serię, dzięki której wyszło na prowadzenie 25:22 w 46. minucie i wydawało się, że zmęczeni gospodarze nie dadzą rady dłużej przeciwstawiać się kielczanom. Macedończycy wyglądali na bezradnych.
Nic bardziej mylnego. W ekipę Vardaru wstąpiły nowe siły, impuls w bramce dał Khalifa Ghedbane i pięć minut przed końcem znów był remis (26:26). Grą Vardaru dalej świetnie kierował niezniszczalny Skube.
Ostatni fragment to festiwal błędów z obu stron. VIVE miało akcję na zwycięstwo, ale pomylił się Mariusz Jurkiewicz, a kontry na wagę dwóch punktów nie wykorzystali też gospodarze. Ostatecznie obie ekipy do wspomnianego wyniku dołożyły po dwie bramki, a mecz zakończył się remisem.
Liga Mistrzów / Grupa B / 7. kolejka:
HC VARDAR SKOPJE – PGE VIVE KIELCE 28:28 (17:16)
VARDAR: Ghedbane, Kugis, Kizkij – Stoiłow 4, Kukulovski, Dimitrioski, Kristopans, Sikosek-Pelko 2, Dissinger, Atman 3, Skube 7, Kalarash 3, Cupić 6, Dibirow 2, Sziszkariew 1, Goropishin.
VIVE: Kornecki, Wolff – Vujović, Karacić 3, A. Dujshebaev 5, Pehlivan, Aguinagalde 1, Janc 7, Lijewski, Jurkiewicz 1, Kulesz 4, Fernandez Perez 6, Karalek 1, Guillo.
Sędziowali: Robert Schulze oraz Tobias Tönnies (z Niemiec)