Wicemistrzowie Polski pewnie pokonali Czechowskie Niedźwiedzie 34:28 (18:15) i pozostali w grze o awans z grupy Ligi Mistr.zów.

Ubiegłotygodniowa porażka w Bukateszcie (20:29) niemal zamknęła Wiśle drzwi do awansu z grupy. Ku uciesze płockich fanów, tuż przed kolejnym spotkaniem Nafciarzy, do Płocka dotarła jednak świetna wiadomość: GOG, główny rywal Wisły w walce o awans, właśnie zremisował u siebie z IFK Kristianstad (37:37). Oznaczało to, że wszystko znów jest w rękach Wiślaków. Mimo to, zadanie wciąż nie najłatwiejsze – wygrać trzeba bowiem wszystkie cztery pozostałe mecze. Pierwszy krok: Czechowskie Niedźwiedzie. Margines błędu dawno został wyczerpany.
Na przykład w Czechowie, gdzie na inaugurację Ligi Mistrzów triumfowali Rosjanie (25:23). O powtórce z rozrywki nie mogło być jednak mowy. Jeśli w meczu otwarcia każda bramka okupiona była wielkim wysiłkiem, w niedzielę bramkarze co rusz wyjmowali piłkę z siatki. Przez pierwsze dziesięć minut – z równą częstotliwością po obu stronach (5:5). Wisła nie przypominała już apatycznej ekipy z wyjazdu.
Tym razem, oprócz rywali, Nafciarze mierzyli się także z brakami kadrowymi. Wobec niedoboru leworęcznych zawodników (kontuzjowani są Michał Daszek, Ziga Mlakar oraz Konstantin Igropulo) na prawym skrzydle grał praworęczny Przemysław Krajewski, a na prawej połówce rozegrania występował Jerko Matulić – nominalny skrzydłowy. Trener Sabate nie miał więc wielkiego pola manewru, również jeśli chodzi o zmienników. Wisła rzuciła się zatem na rywala, chcąc szybko zbudować przewagę, by następnie ekonomicznie zarządzać swoimi siłami. Po kwadransie gry płocczanie zaczęli realizować plan i prowadzili 9:6.
Niedźwiedzie długo nie pozwalały jednak Nafciarzom na więcej. Cztery bramki przewagi pękły dopiero 20 sekund przed przerwą. Niko Mindegia rzucił wówczas na 18:14. To właśnie Hiszpan „ciągnął” grę Wisły. W trakcie pierwszego pół godziny playmaker trafił aż sześć razy (w sześciu próbach). Skuteczny był także Krajewski (4/4).

Rywale nie grali zbyt skomplikowanego handballu. Na zmianę z drugiej linii próbowali Aleksander Kotow albo Dimitri Santałow. Obaj do przerwy zdobyli po pięć bramek.
Zaraz po zmianie stron Nafciarze zdołali osiągnąć jak dotąd najwyższe w meczu prowadzenie (20:15, 32. min.). Kolejnych kilka minut zbierali siły, a Rosjanie zmniejszyli wówczas straty do trzech „oczek” (20:23, 38. min.). Gdy jednak Nafciarze przeprowadzili szturm, rozstrzygnęli losy meczu: następne cztery bramki były już tylko ich udziałem i przy stanie 27:20 (42. min.) dla gospodarzy musiał reagować szkoleniowiec gości.
Nogi z gazu nie zdejmował Niko Mindegia, ostatecznie autor 10 trafień. 8 razy ukuł zaś Krajewski. Hiszpan w kwadrans przed końcem dał Wiśle najwyższą w meczu przewagę (30:22). Goście próbowali jeszcze gonić, jednak najbardziej zbliżyli się tylko na sześć bramek (26:32, 57. min.). Ostatecznie Wisła triumfowała 34:28.

By zwycięstwo w Orlen Arenie nie poszło na marne, płocczanie za tydzień muszą dołożyć dwa punkty zdobyte w Szwajcarii, gdzie zagrają z Kadetten Schaffhausen.
Liga Mistrzów / Grupa D / 7. kolejka:
ORLEN WISŁA PŁOCK – CZECHOWSKIE NIEDŹWIEDZIE 34:28 (18:15)
WISŁA: Morawski, Stevanović – Mindegia 10, Krajewski 8, Sulić 5, Szita 5, Mihić 2, Matulić 3, Góralski, Piechowski, Źabić 1, Czapliński.
CZECHOWSKIE: Pawlenko, Gruszko – Santałow 5, K. Kotow 6, Furcew 3, A. Kotow 4, Ostaszczenko 2, Kosorotow 3, Maslennikow 1, Kisielew, Karłow 1, Korniejew 1, Wasiliew 1, Andrejew, Kumarow 1, Kamieniew.
Sędziowali: Michalis Tzaferopoulos oraz Andreas Bethmann (obaj z Grecji).