“Celem szkolenia jest to, by za cztery lata nasze reprezentacje walczyły o ćwierćfinał, a za osiem lat grały o medale” – mówi Sławomir Szmal w pierwszej części obszernego wywiadu na temat szkolenia sportowego w Związku Piłki Ręcznej w Polsce. I dodaje – “Teraz najważniejszym zadaniem jest zachęcenie najmłodszych do naszej dyscypliny”.
Sławomir Szmal objął funkcję Wiceprezesa Związku Piłki Ręcznej w Polsce ds. Szkolenia Sportowego w czerwcu 2021 roku. Wcześniej – jako zawodnik – przez 20 lat występował w reprezentacji Polski. W biało-czerwonych barwach zdobył m.in. srebrny medal Mistrzostw Świata 2007 oraz brązowe krążki Mistrzostw Świata 2009 i Mistrzostw Świata 2015. W 2010 roku Sławomir Szmal, grający na pozycji bramkarza, został wybrany najlepszym zawodnikiem na świecie wg plebiscytu Międzynarodowej Federacji Piłki Ręcznej.
Maciej Szarek, Związek Piłki Ręcznej w Polsce: Co oznacza w praktyce tytuł Wiceprezesa Związku Piłki Ręcznej w Polsce ds. Szkolenia Sportowego?
Sławomir Szmal: Fundamentem dla przyszłości naszej dyscypliny jest zachęcenie do uprawiania piłki ręcznej jak najwięcej młodzieży, dlatego też skupiam się przede wszystkim na rozwijaniu sportu młodzieżowego. Funkcję w Związku łączę też z pozycją Wicedyrektora w Szkole Mistrzostwa Sportowego Związku Piłki Ręcznej w Polsce w Kielcach, więc ostatnie dwa i pół roku było dla mnie bardzo pracowite. Staram się jednak, by moja rola nie zamykała się wyłącznie na szkoleniu, chcę angażować się w promocję piłki ręcznej, choćby jako ambasador czy gość turniejów i wydarzeń związanych z naszą dyscypliną. Pragniemy, by piłka ręczna powróciła na tory, na których była w przeszłości i które zaowocowały medalami wielkich imprez. Wiemy, że to bardzo trudne zadanie, które wymaga pracy nie jednej osoby, ale grupy oddanych ludzi oraz planu, który będziemy realizować nie rok, a osiem lat. Jestem jednak przekonany, że da się to zrobić.
Szybko odnalazł się pan w biurowych gabinetach? Od zakończenia kariery minęło już pięć lat.
Zmiana roli wymusiła na mnie przyśpieszony kurs planowania i zarządzania czasem, co na początku sprawiało mi duże trudności. Zdarzało się, że umówiłem dwa spotkania na ten sam termin w dwóch różnych miastach (śmiech)! Teraz układanie kalendarza to dla mnie podstawa, bo trudno znaleźć w nim wolną chwilę. Druga sprawa to zaprzyjaźnienie z telefonem. Kiedyś siadłem wieczorem na kanapie i zobaczyłem, że w ciągu dnia przeprowadziłem ponad 60 rozmów! Wtedy kolega udzielił mi rady: “Sławek, jeśli tylko się da, skróć je wszystkie do jednej minuty”. Staram się być maksymalnie konkretny.
To umówmy się na konkrety dotyczące szkolenia przez Związek Piłki Ręcznej w Polsce, dobrze? Zacznijmy od samego dołu, od pierwszych klas szkoły podstawowej.
W mojej ocenie to najważniejsza grupa wiekowa, do której możemy dotrzeć. Starsi wybrali już inne sporty, na to nic nie poradzimy, ale u najmłodszych mamy jeszcze szansę. W tej kategorii wiekowej funkcjonuje program “Gramy w Ręczną”, który do tej pory dotyczył wyłącznie szkół, które zadeklarowały chęć udziału w nim. Moim celem było, żeby poszerzyć to grono.
Według mnie pasję do sportu i chęć rozwoju napędza rywalizacja. Dlatego bardzo zależało mi, aby we wszystkich województwach zorganizować turnieje dla najmłodszych. Na ten cel pozyskaliśmy środki z Ministerstwa Sportu i Turystyki, dzięki czemu pierwsze turnieje już się odbyły i wzięło w nich udział przeszło tysiąc dzieciaków. Docierają do mnie bardzo pozytywne głosy, więc życzyłbym sobie, by program nie tylko kontynuować, ale rozwijać. W tym miejscu dziękuję Prezesom Wojewódzkich Związków Piłki Ręcznej za ogromne zaangażowanie w tę inicjatywę i obiecuję dalsze działania mające na celu przeniesienie szeregu aktywności i środków do jednostek wojewódzkich. Chcielibyśmy, żeby treningi i turnieje odbywały się przez cały rok. Wiem, jak piłkę ręczną promuje się choćby w Niemczech i uważam, że to dobra droga. Będziemy składać wniosek do ministerstwa, żeby w przyszłym roku ponownie otrzymać fundusze. Jeszcze raz podkreślam, że chciałbym, aby program “Gramy w Ręczną” był całoroczny. To znacznie podniosłoby efekty szkolenia. Zdiagnozowaliśmy ten problem już jakiś czas temu i wraz Dyrektorem Biura Związku Markiem Janickim robimy wszystko, aby tak się stało.

W jaki sposób można jeszcze zaktywizować najmłodszych?
Chciałbym, żeby działania w tym celu były dla nas fundamentem. Z jednej strony musimy dotrzeć do szkół, ale potrzebujemy też pozyskać więcej wykwalifikowanych trenerów. I mam na to pomysł.
To znaczy?
Obecnie funkcjonuje Akademia Trenera Piłki Ręcznej, ale planujemy wyjść z tym programem znacznie szerzej. Obserwując trendy, jakie zachodzą w różnych dyscyplinach na całym świecie, chciałbym wprowadzić licencjonowanych trenerów wojewódzkich, którzy kształciliby kolejne pokolenia trenerów. Zamiast szkoleń wyłącznie teoretycznych, wprowadzić zajęcia, w trakcie których aspirujący trenerzy sami prowadziliby treningi, a trenerzy wojewódzcy występowaliby w roli coachów, doradzających z boku, co można poprawić.
W porządku. Ale skąd wziąć chętnych do aplikowania do roli trenera piłki ręcznej?
Do tego zmierzam. Dzięki dostępności i łatwości w pozyskiwaniu licencji i brania udziału w szkoleniach, otworzymy możliwości dla pasjonatów, rodziców czy osób wykluczonych dotąd geograficznie. Podstawą jest sprawienie, by trenerzy nie musieli czekać rok na zrobienie papierów i nie musieli jeździć na szkolenia do innych województw, a także mogli “przerobić” część teoretyczną zdalnie. Mój pomysł zakłada możliwość natychmiastowego przystąpienia do lokalnego związku, zgłoszenia chęci udziału w szkoleniu i szybkiego objęcia opieką przez wykwalifikowanego i doświadczonego trenera wojewódzkiego. Będziemy szukać trenerów wśród ludzi z pasją do piłki ręcznej oraz ambitnych rodziców, chcących trenować swoje pociechy. To system, który bardzo dobrze działa w Skandynawii.
Przypomina mi się historia Nikolaja Jacobsena. Niedługo po tym, kiedy doprowadził Duńczyków do złotego medalu mistrzostw świata, media obiegły zdjęcia, gdy prowadził zajęcia dla młodzieży z udziałem swoich dzieci.
Dokładnie o to chodzi! System szkolenia powinien opierać się na profesjonalistach, którzy sami angażują się w szkolenie młodzieży oraz pomagają w edukacji młodych trenerów, i aspirujących trenerach głodnych rozwoju. To samonakręcające się koło.
W kwestii trenerów powstały dodatkowe inicjatywy?
Tak. Możemy powiedzieć o zakończonym już kursie dla trenerów, które objęło po dwóch szkoleniowców z każdego województwa, łącznie 32 osoby. W ramach tego programu trenerzy pracowali w małych grupach, po sześć osób, z jednymi z najlepszych polskich wykładowców w zakresie sportu, komunikacji czy psychologii. To było coś zupełnie nowego, a odzew trenerów był jasny: chcemy kontynuacji. Pozytywne głosy dobiegły także ze strony wykładowców, a były nimi m.in osoby z tytułami doktorskimi akademii wychowania fizycznego, którzy chwalili uczestników, a także model pracy w małych zespołach. To pokazało nam, w jakim kierunku powinniśmy iść. Mam nadzieję, że znajdziemy fundusze na kolejną edycję.
Z programu “Gramy w Ręczną” przechodzimy do Ośrodków Szkolenia Piłki Ręcznej. To inicjatywa skierowana dla uczniów klas IV-VIII. Jaki jest pomysł na ich rozwój?
Na początku odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, czy mamy problem z pozyskiwaniem uczestników programu, a następnie z kontynuacją gry przez szkolone przez nas dzieciaki. Celem treningów jest przecież sprawienie, by dzieci stały się młodymi zawodnikami i brały udział w dalszych rozgrywkach. Dzięki ciężkiej pracy Marcina Smolarczyka udało się określić, jakie musimy wdrożyć rozwiązania. Wcześniejszy program do OSPR-ów został napisany w taki sposób, że dawał trenerom wiele materiału do przerobienia, z którego mogli wybierać te elementy, które uznali za stosowne. Minusem takiego systemu był fakt, że nie w każdym miejscu i nie na każdym poziomie trenujący robili to samo. Dlatego postaraliśmy się, by w przyszłości każda grupa wiekowa realizowała podobny program w taki sposób, abyśmy mieli większą kontrolę nad konkretnymi i wcześniej zaplanowanymi efektami szkolenia, jakie chcemy uzyskać w ósmej klasie szkoły podstawowej.

I wtedy nastolatkowie mogą aplikować do Szkół Mistrzostwa Sportowego Związku Piłki Ręcznej w Polsce?
Tak. Na ten moment mamy trzy licealne klasy męskie i trzy damskie. Z dużej liczby młodzieży, która bierze udział w OSPR-ach, lub zgłosi się sama, musimy wyselekcjonować najlepszych. Zadaniem SMS-ów, w tym personalnie moim, jest obserwacja dzieci w wieku ósmej klasy podstawowej i namawianie ich wraz z rodzicami, by przystąpili do egzaminu do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. W trakcie szkolenia chcemy zapewnić warunki umożliwiające optymalny rozwój. Mam na myśli zarówno opiekę trenerską, infrastrukturę czy wyżywienie. Będę mówił na przykładzie szkoły w Kielcach, którą współprowadzę z Radosławem Wasiakiem. Moim zdaniem naprawdę nie mamy się czego wstydzić, nawet w skali europejskiej. Nie znaczy to jednak, że to już koniec naszych pomysłów. Chcemy dalej rozwijać SMS-y, aby każdą grupą zajmowało się dwóch trenerów, nie – jeden.
Czy nie sprawia to jednak, że Związek rywalizuje z klubami? Gdy myśli się o najlepszych szkółkach piłkarskich na świecie, wymienia się akademie FC Barcelony czy Realu Madryt, a nie hiszpańskiego czy francuskiego związku.
Nie myślimy o tym w ten sposób. Wychodzę z założenia, że optymalny rozwój młodego zawodnika wymaga umieszczenia go w jak najlepszej grupie. Zbierając najlepszą młodzież w jednej klasie, sprawia się, że ona rywalizuje ze sobą, co jest dla niej motorem napędowym do dalszego rozwoju. Za przewagę SMS-ów uważam fakt, że grając w klubach nie zawsze ma się najlepszych konkurentów za plecami. W naszych zespołach na każde miejsce jest kilku bardzo dobrych graczy i często zdarza się, że po czterech latach do reprezentacji puka osoba, która startowała jako wybór numer trzy, ale dojrzewała nieco później.
Szanuję i rozumiem decyzję tych, którzy zdecydowali się pozostać w klubach. Sam byłem dzieckiem, które bardzo długo dorastało i chciało jak najdłużej pozostać przy rodzicach. Współistnienie ze szkoleniem klubowym to nie rywalizacja, a współpraca. Poprzez ciągły kontakt z klubami i trenerami trzeba stworzyć takie warunki, żeby najlepsi w Polsce spotykali się jak najczęściej w ramach kadry narodowej lub odwiedzali nas w SMS-ach. Jestem przekonany, że da się to zrobić, ale – być może – trzeba będzie poświęcić na to większe fundusze. Mimo to, uważam, że warto, bo to dla nas jedyna droga.
Jeśli popatrzymy na skład reprezentacji Polski, znajdziemy w niej wielu absolwentów Szkół Mistrzostwa Sportowego. Można wymienić choćby Arkadiusza Moryto, Michała Daszka, Adama Morawskiego, Szymona Sićko czy Michała Olejniczaka. To dowód na dobre działanie programu?
Tutaj sam sobie dam kontrę i powiem, że… nie do końca. Jeśli zbieramy najbardziej utalentowaną młodzież w jednym miejscu, to naszym obowiązkiem jest sprawić, by weszli na poziom reprezentacyjny. Gdyby tak się nie działo, trzeba byłoby zadać sobie pytanie, co my tu w ogóle robimy? Prawdziwym celem szkolenia jest to, żeby nasza reprezentacja z tymi zawodnikami w składzie wygrywała na arenie międzynarodowej. Za cztery lata walczyła o ćwierćfinał, a za osiem lat – o medale.
Wielu efektów oczekuje jednak na tu i teraz, mając jeszcze w pamięci wielkie sukcesy generacji “Orłów Wenty”.
Musimy trzeźwo patrzeć na naszą sytuację. Zawodników, którzy trafiają do Szkół Mistrzostwa Sportowego, możemy uważać za wielkie talenty, ale dopiero pierwsze spotkania międzynarodowe naprawdę pokazują nam, gdzie jesteśmy. Niestety, wyniki nie zawsze od razu są satysfakcjonujące. Na przykład ostatnio juniorzy młodsi przegrali z Estonią. Mamy jednak trzy, cztery lata, by pracować z tą grupą. Jeżeli wówczas dalej będziemy przegrywać z takimi zespołami, będzie można nam podziękować i nasze szkolenie wyrzucić do kosza. Jestem jednak przekonany, że tak się nie stanie. W 2025 roku czekają nas Mistrzostwa Świata do lat 21, których będziemy organizatorami. Wierzę, że nasz zespół może dojść w nich do ćwierćfinału, gdzie może zdarzyć się wszystko. To będzie dla mnie weryfikacja naszej dotychczasowej pracy.
Jak o dotychczasowym szkoleniu świadczą ostatnie wyniki juniorskich reprezentacji Polski? W ubiegłym roku na Mistrzostwach Europy U20 juniorzy zajęli 13. miejsce, a w kategorii do lat 18 uplasowali się 15. lokacie.
Oczywiście, że chciałbym, abyśmy byli znacznie wyżej. Trzeba jednak zaznaczyć, że dla nas krokiem do przodu jest sam fakt, że regularnie bierzemy udział w najważniejszych turniejach. Jeszcze przed paroma laty nie było to dla nas takie oczywiste. Teraz potrzeba nam rywalizacji z najlepszymi. Tylko wtedy będziemy mogli myśleć o rozwoju, by za chwilę być w czołowej dziesiątce, a potem walczyć o coś więcej.
W drugiej części wywiadu (publikacja we wtorek, 31 października) Sławomir Szmal oceni szanse reprezentacji Polski w zbliżającym się EURO 2024, wyjaśni swoją rolę w polskiej delegacji na niemiecki turniej, podzieli się refleksjami na temat niepokojących danych oraz rozwiązaniem, dzięki któremu lepiej zrozumiał potrzeby swoich młodych podopiecznych. Opowie także historię pewnego telefonu…