31 października 2023

S. Szmal: Liczba trenujących spada. Musimy zrobić wszystko, aby odwrócić ten trend

“Na najbliższym EURO reprezentację Polski stać na niespodziankę” – mówi Sławomir Szmal w drugiej części obszernego wywiadu na temat szkolenia sportowego w Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Wskazuje także obszary, na których szczególnie trzeba skupić uwagę – “Dane mówią, że liczba trenujących spada. Musimy podjąć wszelkie działania i zaangażować wszystkie siły, żeby piłka ręczna odzyskała swój dawny potencjał”.

*Jest to druga część wywiadu ze Sławomirem Szmalem, Wiceprezesem Związku Piłki Ręcznej w Polsce ds. Szkolenia Sportowego. “Celem szkolenia jest to, by za cztery lata nasze reprezentacje biły się o ćwierćfinał, a za osiem lat grały o medale” – mówił wcześniej “Kasa”. Pierwsza część rozmowy dostępna jest TUTAJ.

Maciej Szarek, Związek Piłki Ręcznej w Polsce: W trakcie pierwszej części rozmowy często poruszał pan temat “kasy”. I wcale nie mówię o pana boiskowej ksywce. Zdobycie pieniędzy na szkolenie młodych graczy to jedno z głównych wyzwań, przed którymi pan stoi?

Sławomir Szmal
: Obecnie polski sport finansuje w dużej mierze Ministerstwo Sportu i Turystyki. Proponuje ono różne projekty, w których składamy wnioski o dofinansowanie. Cieszę się, że za mojej kadencji dostaliśmy pieniądze w ramach wszystkich programów, w których wnioskowaliśmy o pomoc. Bardzo za to dziękuję. Nie jest to jednak wyłącznie moja zasługa. Jest to ogromy wkład całego Związku, który przygotowuje i tworzy projekty. Dopiero potem można rozmawiać i lobbować.

Taką rolę będzie pełnił pan także podczas EURO 2024? Pojedzie pan do Niemiec jako szef polskiej delegacji.

To będzie mój absolutny debiut w takiej funkcji. Zdaję sobie sprawę, że to rola przede wszystkim reprezentacyjna. Będę brał udział w przedmeczowych spotkaniach z oficjelami europejskiej federacji, dyskutował o regulaminach, przepisach, ale też zmianach w piłce ręcznej. Będzie szansa nawiązać nowe kontakty z różnymi federacjami. Na szczęście większość przedstawicieli to również byli zawodnicy, z którymi grałem wspólnie lub przeciwko nim. Ostatnio brałem udział w kongresie organizowanym przez EHF i spotkałem co najmniej kilkunastu kolegów z boiska. To dla mnie straszna wiadomość, bo coraz bardziej zdaję sobie sprawę, w jakim jestem wieku i że czasy zawodnicze są już dawno za mną!

Czego spodziewa się pan zobaczyć na boisku w trakcie EURO 2024? Jakie szanse daje pan reprezentacji Polski?

Gdybym powiedział, że jedziemy walczyć o medale, uznałbyś mnie za szaleńca. Mając w pamięci historię naszego zespołu z 2007 roku, gdy również jechaliśmy do Niemiec na mistrzostwa i wywalczyliśmy srebrny medal wbrew wszelkim przewidywaniom, wiem jednak, że wszystko może się zdarzyć.

Popatrzmy na dzisiejszy skład reprezentacji Polski. Mamy kilku zawodników, którzy w czerwcu grali w finałach Ligi Mistrzów, kilku, którzy doszli w niej do ćwierćfinału. Zaczynają pojawiać się osoby, które trafiają do dobrych klubów zagranicą. W kadrze jest coraz więcej doświadczenia na najwyższym poziomie. Jeśli będziemy mieli takich zawodników dziesięciu czy piętnastu, to będziemy mogli mówić, że reprezentacja ma możliwości, by walczyć o jeszcze wyższe cele. Teraz myślę, że realnym oczekiwaniem jest obowiązkowa kwalifikacja do wszystkich imprez mistrzowskich i wyjście z grupy.

Czyli trzeba pokonać w styczniu dwójkę z tercetu Norwegia, Słowenia i Wyspy Owcze.

Trzeba przyznać, że selekcjoner Marcin Lijewski trafił na naprawdę trudną grupę. Patrząc realnie, powinniśmy skończyć na trzecim miejscu. Ale to nam nic nie daje! Trzeba zrobić niespodziankę z Norwegią lub Słowenią. Wierzę, że nasza kadra jest w stanie to zrobić, jeśli tylko uwierzy w swoje możliwości i będzie w optymalnej formie.

Selekcjoner Marcin Lijewski to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu?

Cieszę się, że “Lijek” jest selekcjonerem. Zawsze, gdy zawodnicy, którzy mają tak bogate doświadczenie zawodnicze i tak liczne sukcesy w przeszłości, decydują się przekazywać swoją wiedzę dalej, należy to doceniać. Dlatego bardzo dobrze, że trenerów z naszego pokolenia jest coraz więcej. Rozpoczął Rafał Kuptel, a następnie Bartosz Jurecki, Bartłomiej Jaszka czy Mariusz Jurkiewicz. Teraz będą ze sobą rywalizować, a nie ma lepszej motywacji do rozwoju.

Czy pokolenie “Orłów Wenty” chce wziąć odpowiedzialność za rozwój polskiej piłki ręcznej?

W jakimś stopniu – tak. Od odpowiedzialności nigdy w żadnej sytuacji się nie uchylaliśmy. To było też jedną z podwalin naszych sukcesów. Dużo rozmawiamy we własnym gronie, co można zrobić dla polskiej piłki ręcznej. Wszyscy najczęściej patrzą na samą górę, na reprezentację, na ORLEN Superligę. Mnie zależy, by spojrzeć także na dół. Chciałbym, by duże nazwiska pracowały też z najmłodszymi, stawały się dla nich autorytetami. Mówię zarówno o pionie męskim, jak i damskim. W trakcie swojej kariery zawodniczej wziąłem udział w przeróżnych akcjach promocyjnych. Uważam to za normalne.

“Orły Wenty” utrzymują kontakt?

Nie wszyscy po zakończeniu karier zajęli się piłką ręczną, co uważam za pewien problem, bo nasza rozpoznawalność wciąż jest dość duża i można by ją wykorzystać w celach promocyjnych. Wspólnie widzimy się głównie przy okazji meczów charytatywnych, do których zawsze jesteśmy gotowi. Kończąc karierę byłem wypalony zawodowo, mówiłem, że już nigdy nie stanę w bramce, ale to są jedyne momenty, kiedy daję się jeszcze na chwilę przekonać.

Wielokrotnie powtarzaliście jako grupa, że wasze sukcesy nie zostały najlepiej wykorzystane.

Zdajemy sobie sprawę, że piłka ręczna nie była popularyzowana wśród dzieci w odpowiedni sposób, czego dowód widzimy na przykładzie liczby trenujących. Dane, do których mam dostęp, mówią, że ta w ciągu ostatnich sześciu lat mocno spadła. To bardzo, bardzo niepokojące. Musimy podjąć wszelkie działania i zaangażować wszystkie siły – wiedzę, czas, pieniądze – żeby piłka ręczna odzyskała swój dawny potencjał.

Mówiąc o popularyzacji piłki ręcznej, trudno nie wrócić do tematu reprezentacji Polski. Nic tak nie napędza zainteresowania wokół dyscypliny, jak medale największych imprez. Jak radzić sobie bez nich?

W tym momencie poziom naszej reprezentacji zapewnia nam regularny udział w wielkich imprezach, co jest pierwszym plusem. Był okres dwóch czy trzech lat, kiedy zniknęliśmy z największych turniejów i był to duży problem. Oczywiście, sukcesy pierwszej reprezentacji powinny być kołem zamachowym całej maszyny promocyjnej, ale to, że obecnie nie mamy spektakularnych wyników, nie oznacza, że teraz powinniśmy siedzieć bezczynnie i na nie czekać. Wręcz przeciwnie, musimy pracować jeszcze więcej.

W jaki sposób?

Oprócz naszych działań, chcielibyśmy jeszcze bardziej zaktywizować kluby. Mówiąc na przykładzie drużyny Industria Kielce, w której grałem przez długi czas, działania promocyjne, choćby w szkołach, były dla nas codziennością. Braliśmy udział w lekcjach w-f, rozdawaliśmy zaproszenia na mecze, rozmawialiśmy z dziećmi. Moim zdaniem to najlepsza droga, by do nich dotrzeć.

Pan zaangażował się ostatnio w ministerialny program “Sportowe Talenty”. Został pan ambasadorem projektu razem z multimedalistką olimpijską w rzucie młotem, Anitą Włodarczyk.

Jest to dla mnie o tyle ciekawy program, że skierowany do wszystkich szkół w Polsce. Będą one testować dzieciaki nie tylko pod kątem budowy fizycznej, ale także ogólnej sprawności fizycznej. Związki i kluby mają otrzymać bazę danych, co będzie dla nich znakomitą okazją, by znaleźć w okolicy potencjalnego zawodnika, który samemu być może nigdy by do nas nie trafił. Myślę, że warto zainteresować się tym pomysłem, bo pomoże nam wyłapać wiele talentów.

A mamy w Polsce wiele talentów w piłce ręcznej?

Mogę zaręczyć, że tak. W każdym z moich podopiecznych widzę talent. Do każdego z nich trzeba jednak trafić w indywidualny sposób. Do wyszkolenia gwiazdy nie wystarczy sam talent.

A zatem?

Potrzeba charyzmy i sportowego wykształcenia, czyli czegoś, co sportowcy nazywają potocznie “głową”. Kiedyś było tak, że trener przychodził na zajęcia, mówił, co mamy robić i po dwóch godzinach wszyscy wychodzili zadowoleni. Problem był jednak w tym, że młodzi gracze nie wiedzieli, po co trenują w określony sposób. Naszą filozofią jest rozmowa z młodzieżą i tłumaczenie im, po co robimy pewne rzeczy i jakie będzie to miało dla nich korzyści. Wpajamy, że – na przykład – w ataku zawsze trzeba mieć rękę w górze, bo w przypadku kontaktu z obrońcą, znacznie łatwiej będzie podać piłkę. Chcemy, żeby wiedzieli także, że jeśli któregoś dnia nie czują się na 100%, to lepiej odpuścić trening. Zajęcia mają prawdziwy sens tylko wtedy, gdy możemy dać z siebie maksimum.

Kolejna sprawa to środowisko. Jeśli wokół zawodnika jest choć jedna osoba, która jest dla niego “hamulcowym”, to może zepsuć całą grupę. Jeśli coś robimy, to zawsze na maksa, żeby rozwijać się wspólnie. Dlatego w tym roku zrobiliśmy profil mentalny całej drużyny wraz ze sztabem szkoleniowym. Okazało się, że był to strzał w “10”, bo dowiedzieliśmy się o sobie wielu rzeczy, które usprawniły naszą komunikację i znacznie poprawiły jakość naszej współpracy.

Wiem, że planuje pan reformę systemu rozgrywek młodzieżowych.

To jest jeden z najtrudniejszych tematów do rozwiązania. Oprócz malejącej liczby zawodników, zmniejsza się także liczba klubów. W tym momencie stoimy przed problemem, że drużyny muszą udawać się na dalekie wyjazdy, ale nie powinniśmy się nad tym w ogóle zastanawiać. Rozwiązanie jest proste: sprawić, by powstało więcej klubów. To będzie jedno z głównych zadań i dla Związku Piłki Ręcznej w Polsce, i dla okręgowych związków w kolejnych latach. Musimy ściśle współpracować, by jak najszybciej odwrócić tę tendencję. Tu nie mam do przekazania konkretów, bo sytuacja wymaga dłuższej dyskusji w gronie ekspertów z różnych branż. Projekt, który powstanie, musi być obliczony na długie lata.

W ciągu naszej rozmowy podał pan wiele różnych propozycji na reformy lub implementacje nowych idei w zakresie szkolenia sportowego w Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Skąd czerpie pan pomysły?

Mówiłem wcześniej o tych 60 telefonach dziennie (śmiech)! Ale tak, najczęściej nowe pomysły, które można wdrożyć do świata piłki ręcznej, tworzą się na bazie rozmów lub obserwacji działań innych dyscyplin. Zdaję sobie sprawę, że nie przełożymy do Polski systemu szkoleniowego z Niemiec, ale mają oni kilka ciekawych pomysłów, które mogą nas zainspirować. W Niemczech do 12. roku życia chłopcy i dziewczynki trenują i grają razem. Fajny pomysł, jestem jak najbardziej na tak. Piłka nożna przoduje za to we wprowadzaniu nowinek technologicznych, jak monitoring zawodników. Ostatnio rozmawiałem z dyrektorem szkolenia młodzieży w Koronie Kielce i podał on fajny pomysł na pracę z zawodnikami, by sami szukali swoich słabych stron na bazie raportów z monitoringu. Ciągle wymieniamy się pomysłami i staram się wybierać te, które można z największą korzyścią wprowadzić do piłki ręcznej.

Dopytam więc na koniec o te telefony. Którąś z rozmów zapamiętał pan szczególnie w ostatnim czasie?

Tak. Jakiś czas temu, niedzielne popołudnie. Odbieram telefon, a po drugiej stronie starszy mężczyzna. “Dzień dobry panie Sławku. Dzwonię pogratulować panu za mecz ze Śląskiem Wrocław. Szkoda, że przegraliście, a ja jestem z Wrocławia! Ładnie graliście, będą z was ludzie!” – mówił. Chodziło o mecz SMS-u Kielce w Lidze Centralnej. Na początku pomyślałem, skąd on ma mój numer (śmiech)?! Potem doszło do mnie, jak fajne to uczucie, że są ludzie, nawet ze starszego pokolenia i być może z trudnościami z dotarciem do transmisji internetowych, którzy regularnie nas śledzą, kibicują i chcą podzielić się swoimi refleksjami. Odpowiedziałem więc, że bardzo dziękuję, ale najlepiej, gdy usłyszy to mój przyjaciel, Radosław Wasiak, Dyrektor szkoły w Kielcach. W poniedziałek z rana spotykam Radka w szkole, a on od razu zaczyna: “Wiesz co, Sławek? Wczoraj dzwonił do mnie taki pan…”

SKLEP KIBICA

KOSZULKI | SZALIKI | CZAPKI | GADŻETY

Pin It on Pinterest