5 marca 2025

A. Senstad: Praca trenera to jedno wielkie ryzyko [ROZMOWA]

Czy dziewiąte miejsce na Mistrzostwach Europy 2024 to szczyt możliwości reprezentacji Polski? Jakie cele stawia sobie na kolejne lata pracy z polską kadrą? Co sprawia, że jest lepszym trenerem oraz jaką lekcję można wyciągnąć z kibicowania… Manchesterowi United? Zapraszamy na obszerną rozmowę z selekcjonerem reprezentacji Polski kobiet, Arne Senstadem, który niedawno przedłużył kontrakt ze Związkiem Piłki Ręcznej w Polsce, dzięki czemu pozostanie na stanowisku co najmniej do zakończenia Mistrzostw Europy 2026.

Norweski szkoleniowiec pracę z reprezentacją Polski kobiet rozpoczął latem 2019 roku. Od tego czasu razem z Biało-Czerwonymi wywalczył awans na pięć imprez mistrzowskich. W trakcie niedawnych Mistrzostw Europy Kobiet 2024 Polki zajęły najlepszą lokatę w dużym turnieju od dziewięciu lat (4. miejsca wywalczonego podczas MŚ 2015) i zakończyły mistrzostwa na 9. pozycji.

Po trzech miesiącach przerwy reprezentacja Polski wraca na międzynarodowe parkiety. W czwartek 6 marca o godz. 18.00 Biało-Czerwone rozpoczną udział w prestiżowym turnieju Golden League z udziałem najlepszych drużyn na świecie i zmierzą się z gospodyniami z Holandii (WIĘCEJ).

Maciej Szarek, Związek Piłki Ręcznej w Polsce: Czy przedłużenie kontraktu ze Związkiem Piłki Ręcznej w Polsce (SZCZEGÓŁY) było oczywistą decyzją z pana strony?

Arne Senstad, selekcjoner reprezentacji Polski kobiet: Tak. Podczas niedawnych Mistrzostw Europy Kobiet 2024 wreszcie zanotowaliśmy taki rezultat, jakiego oczekiwaliśmy od dawna. Dopisało nam nieco więcej szczęścia, dzięki czemu pokazaliśmy, że możemy znaleźć się w czołowej “dziesiątce” w Europie czy na świecie. Wydaje mi się, że po zakończeniu turnieju wszyscy – ja, sztab szkoleniowy i zawodniczki – chcieliśmy dalej wspólnie pracować, bo wiemy, że możemy osiągnąć jeszcze więcej i dalej rozwijać zespół oraz polską piłkę ręczną. Cieszę się, że Prezes Sławomir Szmal myśli podobnie, więc ustalenie szczegółów dalszej współpracy nie było trudne.

Jaki był najlepszy i najgorszy moment w pana dotychczasowej pracy z reprezentacją Polski?

Z pozytywów przychodzi mi do głowy niedawny mecz z Hiszpanią na EURO, który decydował o wyjściu z grupy. Na długo przed turniejem wiedzieliśmy, że prawdopodobnie będzie to kluczowe spotkanie i postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Wspólnie zdecydowaliśmy, że zagramy w ataku 7 na 6 i spróbujemy zaskoczyć rywalki. Nasz plan się udał (Polska wygrała 26:23 – red.), co dało nam wielką radość i pokazało, że przy dobrym dniu możemy walczyć z każdym.

Jeśli chodzi o najgorszy moment, myślę, że będą to przegrane eliminacje Mistrzostw Świata 2021 przeciwko Austrii. Wokół zespołu działo się wtedy wiele złych rzeczy i nie czułem, żebyśmy wszyscy mieli ten sam cel. W tamtym momencie trzeba było coś zmienić i cieszę się, że od tego czasu poszliśmy w dobrym kierunku.

Nigdy nie pojawiła się myśl, że wprowadzenie Polski do czołowej “dziesiątki” podczas EURO 2024 mogło być dobrym momentem na chwilę oddechu, a następnie argumentem do podjęcia pracy w wyżej notowanej reprezentacji? Zostając, ryzykuje pan, że w kolejnym turnieju nie uda się powtórzyć tego wyniku.

Bycie trenerem to jedno wielkie ryzyko! Taka jest moja praca, którą kocham i wykonuję od 20 lat. Jaki byłby jej sens, gdybym miał się zatrzymać po lepszym wyniku, bojąc się, że w przyszłości może być gorzej? 

W pracy selekcjonera bardzo trudno kalkulować w ten sposób. Najważniejsze dla mnie jest to, że w Polsce czuję się naprawdę bardzo dobrze. Oczywiście, za chwilę czekają nas trudne mecze w ramach turnieju Golden League, potem wymagające eliminacje Mistrzostw Świata 2025. Kilka przegranych spotkań może sprawić, że będziemy mieli problemy, niektórzy powiedzą też, że dziewiąte miejsce na mistrzostwach Europy to już nasz szczyt możliwości. Jestem jednak przekonany, że z tą grupą zawodniczek i sztabem szkoleniowym możemy osiągnąć jeszcze więcej. Wszyscy ciężko pracujemy na wspólny sukces. Wierzę, że podjąłem dobrą decyzję, która będzie z korzyścią dla mnie, dla reprezentacji i dla polskiej piłki ręcznej.

Co było dla pana najważniejszą sprawą przy przedłużaniu umowy?

Chciałem mieć możliwość, aby dalej pracować w klubie Larvik HK. Uważam, że to dobra sytuacja dla każdej ze stron, ponieważ dzięki temu cały czas jestem “w grze”, czyli pozostaję w rytmie szkoleniowym i mogę czerpać z doświadczenia z Larvik w pracy z kadrą. Objąłem tę drużynę, gdy była w środku tabeli, a dziś jesteśmy w ścisłej czołówce norweskiej ligi. Dzięki temu jestem po prostu lepszym trenerem dla polskiej reprezentacji. Oczywiście, oznacza to, że nie ma mnie na co dzień w Polsce, ale z pomocą tak fantastycznych ludzi jak Adrian Struzik (drugi trener reprezentacji Polski – red.) i reszta sztabu mogę wykonywać swoje obowiązki między zgrupowaniami będąc w Norwegii.

Najbliższe mecze reprezentacji Polski kobiet to udział w towarzyskim turnieju Golden League w Holandii, który startuje już w czwartek 6 marca (WIĘCEJ). Biało-Czerwone zmierzą się z najlepszymi zespołami na świecie. W jaki sposób Polska trafiła do tego grona?

Od jakiegoś czasu dochodzą nas bardzo pozytywne głosy co do tego, w jaki sposób chcemy grać w piłkę ręczną. Trenerzy z zagranicy uważają, że prezentujemy dobry, nowoczesny i interesujący handball, dlatego widzą w nas zespół, z którym chcą grać. Oczywiście, ważne też są personalne kontakty i odpowiedni numer telefonu w kontaktach, dzięki czemu już wcześniej byliśmy we Francji, Norwegii, Szwecji czy Danii. Uczestnictwo w Golden League to dla nas szansa na zrobienie kolejnego kroku do przodu. Czekają nas trudne mecze (kolejno z Holandią, Norwegią i Danią – red.), dlatego o zwycięstwa może być bardzo trudno, ale granie z lepszymi od siebie to jedyny sposób, żeby się rozwijać. Mam nadzieję, że taki turniej będzie też dobrą motywacją dla dziewczyn.

Czy w reprezentacji możemy spodziewać się coraz więcej nowych twarzy? Na najbliższe zgrupowanie powołania dostały dwie potencjalne debiutantki: Joanna Granicka i Klaudia Grabińska (POWOŁANIA).

Wciąż brakuje nam głębi składu i szerszego wyboru na wielu pozycjach i stąd powołania dla kilku debiutantek. To prawda, wciąż szukamy nowych zawodniczek, a teraz jest bardzo dobry czas na sprawdzenie nowych rozwiązań.

W kwietniu czekają nas eliminacje Mistrzostw Świata 2025 przeciwko Macedonii Północnej. W ostatnich latach dopisywało nam szczęście i o awans graliśmy przeciwko drużynie z Kosowa, a teraz zmierzymy się z 18. ekipą ostatnich mistrzostw Europy.

To faktycznie bardzo znacząca różnica w poziomie rywali. W trakcie losowania były trzy lub cztery drużyny, których chcieliśmy uniknąć i Macedonia Północna była właśnie jedną z nich. Nie możemy jednak o tym myśleć, tylko skupić się na tym, że czekają nas dwa trudne spotkania, z których pierwsze zagramy w Polsce (9 kwietnia o godz. 20.30 w Koszalinie – red.) i bardzo potrzebujemy w nim dobrego wyniku. Mam nadzieję, że do tych meczów przystąpimy bez kontuzji i w dobrej formie, dzięki czemu wywiążemy się z roli faworytów.

Jeśli Biało-Czerwone wywalczą awans na Mistrzostwa Świata 2025, pierwsza “dziesiątka” na świecie ponownie będzie waszym celem?

Powiem coś co może wydawać się dziwne, ale uważam, że w poprzednich latach graliśmy lepszą piłkę ręczną niż podczas Mistrzostw Europy 2024, a zajęliśmy o wiele gorsze miejsca. Były turnieje, do których nasz zespół był lepiej przygotowany fizycznie i mniej osłabiony kontuzjami, dlatego jeśli mielibyśmy więcej szczęścia w losowaniach tych turniejów, też moglibyśmy bić się o ćwierćfinał.

W Europie i na świecie jest teraz tak wiele zespołów na zbliżonym poziomie, że margines błędu jest bardzo mały. Jeden mecz może zaważyć o tym, czy skończymy turniej kilka pozycji wyżej lub niżej. Nasze dziewiąte miejsce na Mistrzostwach Europy 2024 nie oznacza automatycznie, że musimy powtórzyć ten wynik na kolejnej imprezie. Jednocześnie uważam, że nie wykorzystaliśmy jeszcze pełnego potencjału naszej drużyny. Mam wielką nadzieję, że uda się to zrobić na kolejnych mistrzostwach, a wtedy, przy odrobinie szczęścia, możemy walczyć o duże rzeczy.

Zwłaszcza, że na horyzoncie mamy już Mistrzostwa Europy 2026, które odbędą się m.in w Polsce (WIĘCEJ).

To na pewno będzie wyjątkowy turniej dla naszej reprezentacji! Miałem okazję być w Polsce przy okazji Mistrzostw Świata Mężczyzn 2023 i widziałem wielkie zainteresowanie i pasję kibiców podczas meczów reprezentacji Polski. Nie ma co ukrywać, że mistrzostwa na własnej ziemi będą dla nas wielkim celem. Chcemy być na tym turnieju ważnym graczem i będziemy pracować, aby tak się stało.

Nie możemy zapominać także, że właśnie wkroczyliśmy w nowy cykl olimpijski przed finałowymi turniejami w Los Angeles w 2028 roku. To wielkie marzenie całej polskiej społeczności piłki ręcznej, ponieważ nasza żeńska reprezentacja nigdy nie wywalczyła awansu na tę imprezę.

Jeśli w tym czasie dalej będę pracował z reprezentacją Polski, zrobię wszystko, żeby tak się stało. Cztery lata to jednak bardzo długi okres, choć, aby osiągnąć ten sukces, praca musi zacząć się już teraz. 

Z czego jest pan najbardziej dumny, biorąc pod uwagę niespełna sześć lat pracy z reprezentacją Polski?

Z tego, że udało nam się zbudować zespół przez wielkie “Z”. Wiem, że się powtarzam, ale nie mamy w zespole największych gwiazd czy wielu zawodniczek z najlepszych klubów w Europie, dlatego od początku mojej pracy w Polsce wiedzieliśmy, że musimy znaleźć coś innego, co będzie naszą siłą. Znaleźliśmy wspólne wartości, które sprawiają, że mamy poczucie, że wszyscy razem walczymy za “orzełka”. Myślę, że w ostatnich latach widać było, że pod tym względem nasz zespół jest bardzo mocny. Są w Europie reprezentacje, które mają zdecydowanie większe nazwiska, ale nie potrafią tak dobrze współpracować, co odbija się na ich wynikach.

W jaki sposób dobra atmosfera wpływa na wyniki? Nie ukrywajmy, że w świecie sportu jest to dość wyświechtany frazes.

Myślę, że budowanie dobrego zespołu w dużej mierze polega właśnie na budowaniu dobrej atmosfery. Ktoś może pomyśleć, że chodzi o bycie przesadnie miłym dla zawodniczek i robienie wszystkiego, żeby cię lubiły. Nie. Trzeba postawić swoje wymagania i następnie weryfikować wyniki, ale chcę robić to w pozytywny sposób, aby każda z nich krok po kroku stawała się najlepszą wersją siebie na boisku i poza nim. Nie można przesadzić w żadną ze stron: ani nie można być zbyt uległym, ani zbyt niedostępnym. Kluczem jest odpowiedni balans, który, wydaje mi się, że udało się znaleźć. Dziewczyny wiedzą, że mogą ode mnie dużo wymagać i zawsze pomogę im z całych sił, ale wiedzą też, że działa to w obie strony.

Zaznaczam – to nie jest moja filozofia, tylko nasza. Od zawsze mówiłem, że chcę oddać coraz więcej decyzji i odpowiedzialności w ręce zawodniczek. Polki nie były do tego przyzwyczajone, dlatego ten proces wymaga czasu. Chcę, by dziewczyny czuły, że mają większy wpływ na grę. Nie staram się wtłoczyć zawodniczkom do głowy mojego stylu grania, ale wspólnie z nimi stworzyć nasz własny pomysł na grę, który będzie jak najlepiej pasował do naszych umiejętności. Żeby to funkcjonowało dobrze, wszyscy musimy sobie ufać. 

Funkcjonuje?

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wiele zawodniczek uwierzyło w nasz plan, dostosowało się do naszych zaleceń, następnie wykonało ciężką pracę i odniosło sukces, to wydaje mi się, że tak. Najwięcej satysfakcji sprawia mi właśnie obserwowanie rozwoju polskich zawodniczek. Najlepszym przykładem może być Natalia Nosek. Kiedy rozpoczynaliśmy pracę z reprezentacją Polski, była wyborem numer trzy na swojej pozycji w MKS FunFloor Lublin. Z czasem stała się czołową postacią w Lublinie aż zapracowała na transfer za granicę i teraz gra w bardzo dobrym klubie w Rumunii (CS Gloria Bistrița – red.). Nie chcę przez to powiedzieć, że to wyłącznie moja zasługa, ale wspólnie z klubem stworzyliśmy Natalii takie środowisko, które umożliwiło szybki rozwój. Chciałbym, żeby więcej zawodniczek poszło podobną drogą.   

Czyli wyjeżdżało za granicę?

Myślę, że to najczęściej dobry krok dla naszych zawodniczek. Nasze najlepsze dziewczyny powinny wyjeżdżać i grać w najlepszych klubach w Europie, bo wiem, że je na to stać. Trzeba jednak mądrze dobierać kluby i nie wyjeżdżać tylko po to, żeby przenieść się do innego kraju. 

Od początku pana kadencji w reprezentacji Polski przewija się temat przygotowania fizycznego. Czy pod tym względem w sześć lat udało się nadrobić zaległości wobec reszty stawki?

To prawda, myśl dotycząca potrzeby zmiany pracy nad przygotowaniem fizycznym zawodniczek to jedna z pierwszych moich refleksji, odkąd rozpocząłem pracę w Polsce i sprawa, której poświęciliśmy być może najwięcej uwagi. Nie wszystko jest złe, ale wciąż jesteśmy do tyłu względem wielu krajów. Niestety, muszę powiedzieć, że w ostatnim roku wiele zawodniczek nie zrobiło takiego postępu, jakiego byśmy od nich oczekiwali.

Czuje się pan już trochę Polakiem?

Muszę przyznać, że na początku mojej współpracy ze Związkiem częściej podróżowałem do Polski. Po pandemii moje przyjazdy ograniczyły się raczej do zgrupowań. Za każdym razem w waszym kraju czuję się jednak bardzo dobrze. Cieszę się, że miałem okazję odwiedzić wiele miejsc i poznać polską kulturę, co pomogło mi lepiej zrozumieć wiele rzeczy. Zawsze czekam z niecierpliwością, żeby ponownie spróbować fantastycznego polskiego jedzenia, bo wasze zupy za każdym razem są tak samo pyszne! Na pewno czuję się już w jakiś sposób związany z Polską.

Z językiem polskim też się pan już zaprzyjaźnił?

Wiem, że jest wobec mnie oczekiwanie, abym nauczył się polskiego i być może powinienem to zrobić, ale to dla mnie bardzo trudne zadanie, kiedy nie ma mnie na co dzień w Polsce i nie mam okazji, aby funkcjonować w tym języku na co dzień. Wiem, że to zwykła wymówka, która nie wszystkich przekona, ale taka jest prawda. Umiem podstawowe słowa, a kiedy jestem na dłuższym zgrupowaniu, potrafię określić kontekst rozmowy. Dlatego kiedy reszta sztabu chce mnie dalej obgadywać przy stole, muszą być coraz bardziej uważni (śmiech)! Ostatnio żartowałem z dziewczynami, że jeśli przedłużę kontrakt na kolejne cztery lata, pójdę na lekcję polskiego. Niestety, umowa jest tylko na dwa lata… (śmiech)!

Jakiś czas temu podjąłem jednak decyzję, że nauczę się hymnu Polski. Pracuję z wami na tyle długo, by zrozumieć, ile on dla was znaczy, dlatego przynajmniej w ten sposób chcę okazać szacunek. Niestety, nie jestem zbyt dobrym wokalistą, ale mam nadzieję, że w tym przypadku liczą się dobre chęci.

Mówiąc o głosach z zewnątrz i oczekiwaniach wobec pana, przyzwyczaił się pan już do tzw. “polskiego piekiełka”?

Choć zdecydowana większość kibiców jest pozytywna, przyzwyczaiłem się już, że kiedy wygrywamy, jesteśmy najlepsi, ale kiedy przegrywamy, część polskich kibiców chciałoby, żebym spakował walizki i wrócił do Norwegii. Na początku dość mocno śledziłem media społecznościowe i widziałem wiele komentarzy, które nie zawsze były miłe, ale po czasie się od tego odciąłem. To bardzo dobrze, że w Polsce ludzie interesują się naszymi występami, przejmują się wynikami i mają wyrobione zdanie na wiele tematów, ale mam wrażenie, że gdybyśmy byli wszyscy bardziej pozytywni, byłoby nam łatwiej. Widzę w tym pewną różnicę kulturową względem moich poprzednich doświadczeń. Ze swojej strony mam pełną wiarę w siebie, w mój sztab i dziewczyny. Myślę też, że jest jakiś powód, dlaczego Związek znów postawił właśnie na nas.

Wydaje się jednak, że biało-czerwone barwy są panu po prostu pisane. To nie tylko kolory Norwegii, Larvik, Polski, ale także piłkarskiego Manchesteru United…

Nigdy o tym nie pomyślałem! To prawda, od zawsze interesowałem się sportem i oglądałem w zasadzie wszystkie dyscypliny, ale jest coś w angielskiej Premier League, co sprawiło, że śledzę te rozgrywki od dziecka i kibicuję Manchesterowi United. Mojej drużynie ostatnio nie idzie jednak najlepiej, a co gorsza – Liverpoolowi idzie bardzo dobrze, więc co weekend oglądam mecze lub sprawdzam wyniki licząc na wygraną United i przegraną Liverpoolu. To pokazuje, że wciąż jest we mnie trochę dziecka! 

Słyszałem, że dom państwa Senstadów jest w tym względzie czerwono-niebieski. 

Niestety! Po transferze Erlinga Haalanda do Manchesteru City mój 10-letni syn zmienił barwy na niebieskie, dlatego teraz, kiedy oglądamy mecze, siedzi na końcu kanapy (śmiech)! Na szczęście mój najmłodszy syn też jest za United, więc mamy liczebną przewagę.

Obserwując losy Manchesteru United wyciągnął pan jakąś lekcję w kontekście swojej pracy?

Myślę, że większą lekcję mogą wyciągnąć włodarze klubów i federacji, że nie można co chwilę zmieniać trenerów! Po drodze mogą zdarzać się porażki i gorsze chwile, ale jeśli jest dobry plan, każdej drużynie potrzeba stabilizacji i kontynuacji zamiast częstych rewolucji. 

Gdyby po zwolnieniu Rúbena Amorima ktoś – niczym w serialu Ted Lasso – zadzwonił do pana i zaproponował pracę w Manchesterze United…

…bez zastanowienia (śmiech)! To się oczywiście nie wydarzy, ale Manchester United możemy porównać do najlepszych klubów w piłce ręcznej. Do tej pory miałem okazję trenować kluby i reprezentacje, które można nazwać outsiderami. Kiedy przejmowałem Storhamar, Oppsal czy Larvik, drużyny były w dolnej części tabeli, a pracę kończyłem w czołówce. Oczywiście, chciałbym kiedyś poprowadzić wielki klub albo czołową reprezentację, ale we wszystkim chodzi o odpowiedni moment. Dziś jestem dumny z bycia trenerem w Larvik i w Polsce i jest mi tutaj bardzo dobrze, czego dowodem przedłużenie kontraktu.

Piłkę ręczną ogląda pan czasem też dla przyjemności czy wystarczy jej panu po własnych treningach i meczach?

Oczywiście, że oglądam też dla przyjemności! Piłka ręczna to dla mnie sport numer jeden. W poprzednim roku po raz pierwszy mogłem wyłącznie skupić się na handballu, bo zakończyłem pracę w roli nauczyciela w szkole. Teraz śledzę piłkę ręczną w każdym wydaniu i czerpię inspirację z każdej strony. Co więcej, ponieważ mój młodszy syn także zaczął grać w piłkę ręczną, trenuję lokalny zespół siedmiolatków. Co czwartek wieczór mam z nimi trening. 

Podobną historię słyszałem o selekcjonerze męskiej reprezentacji Danii, Nikolaju Jacobsenie.

To chyba ogólnie przyjęty skandynawski model, na którym opiera się cały system szkolenia. Treningi z dziećmi prowadzę za darmo, bo sprawia mi to wielką przyjemność. Wszyscy trenerzy w podobnych kategoriach wiekowych pracują na zasadzie wolontariatu, bo najczęściej są to rodzice młodych zawodników i poprzez treningi chcą pomóc swojemu dziecku, jego drużynie i spędzić z nim więcej czasu. Z racji na mój zawód często nie ma mnie w domu, więc każdy trening z grupą mojego syna jest dla mnie bardzo ważny, bo dzięki temu utrzymuję z nim lepszy kontakt i mogę pomóc mu w spełnianiu małych sportowych marzeń.

Niedawno w któryś weekend graliśmy w Larvik mecz Ligi Europejskiej. Początek zaplanowany był chyba na godzinę 16.00. Do tego czasu poprowadziłem moją drużynę chłopców w dziewięciu meczach w mini turnieju towarzyskim! Licząc łącznie, jednego dnia rozegrałem dziesięć spotkań!

Podsumujmy rozmowę najważniejszym pytaniem: co musimy jeszcze zrobić, aby cała żeńska polska piłka ręczna zrobiła kolejny krok do przodu?

To ważne pytanie, wokół którego wciąż toczy się wiele dyskusji. Jeśli chodzi o cele długoterminowe, przede wszystkim trzeba skupić się na młodych dziewczynach, aby łatwo mogły zacząć grać w piłkę ręczną, a następnie się dobre rozwijały. Niektóre rzeczy funkcjonują w Polsce bardzo dobrze, ale są też takie, które – według mnie – wymagają zmiany. Mówię np. o systemie rozgrywek młodzieżowych, w którym za bardzo liczą się wyniki, od których uzależnione jest np. finansowanie klubu. W ten sposób szybko odrzuca się wiele zawodniczek, które potrzebują więcej czasu, aby pokazać swój potencjał albo zwyczajnie dorastają nieco wolniej.

Podczas mojego pierwszego spotkania w Warszawie usłyszałem zdanie, z którym bardzo się nie zgodziłem. Ktoś powiedział, że jeśli zawodniczka ma 16 lat i nie pokazuje talentu, to nie warto w nią inwestować. Myślę, że to duży błąd i każdej zawodniczce trzeba dać więcej czasu. Na pewno już o tym mówiłem, ale zawsze będę wracał do przykładu Heidi Løke, która w wieku 18 lat wyglądała bardzo źle, a potem wyrosła na światową gwiazdę (została wybrana najlepszą zawodniczką na świecie w 2011 roku – red.). Uważam, że trzeba umożliwić maksymalnie dużej liczbie zawodniczek maksymalnie długą grę, a na poziomie juniorskim skupić się przede wszystkim na przygotowaniu fizycznym. Warto też obserwować inne kraje i kopiować rozwiązania, które sprawiają, że u nich pewne rzeczy działają lepiej.

SKLEP KIBICA

KOSZULKI | SZALIKI | CZAPKI | GADŻETY

Pin It on Pinterest