2 marca 2019

W szalonym tempie PGE VIVE minimalnie gorsze

To było świetne widowisko. Grad bramek, wulkan emocji – to zapamiętamy z sobotniego spotkania w Hali Legionów. Po niesamowitej walce minimalnie lepsi okazali się jednak goście. Telekom Veszprem pokonał PGE VIVE Kielce 36:35.

16.02.2019 Kielce Pilka reczna EHF Liga Mistrzow 2018/2019 PGE Vive Kielce - Montpellier HB N/z Krzysztof Lijewski, sylwetka Foto Adam Starszynski / PressFocus 16.02.2019 Kielce Handball EHF Mens Champions League 2018/2019 PGE Vive Kielce - Montpellier HB Krzysztof Lijewski, sylwetka Credit Adam Starszynski / PressFocus

Fot. Adam Starszynski / PressFocus

Wyścig o udział w Final Four w Kolonii wkroczył w decydującą fazę. Każda z ekip przez siedem miesięcy rozpychała się łokciami, by już na starcie uzyskać lepszą pozycję do walki o bilety do Niemiec, a kończąca runda fazy grupowej była ostatnią szansą do poprawy swojego miejsca. I tak, PGE Vive chciało zapewnić sobie czwartą lokatę w grupie, która nie dość, że oznacza łatwiejszego rywala w fazie TOP16, to również atut rewanżu na własnym parkiecie. By to osiągnąć, kielczanie musieli w sobotę zdobyć tyle samo punktów, co ekipa Rhein-Neckar Loewen w równoległym meczu w Barcelonie. Telekom Veszprem chciał zaś zabukować sobie drugą pozycję. Żeby nie oglądać się na rywali ze Skopje, Węgrzy potrzebowali zwycięstwa.

– Rywale nie mają nic do stracenia, będą bardzo groźni, ale to my jesteśmy drużyną lepszą i chcemy to udowodnić – zapowiadał przed meczem Dragan Gajić, skrzydłowy Veszprem. Te słowa nie były rzucone na wiatr. Węgrzy szybko zbudowali przewagę (3:1, 5 min.), a gdy Arkadiusz Moryto zmarnował rzut karny, po czym zjawiskową „wkrętką” popisał się Kentin Mahe, wygrywali już 6:3. Dyspozycja gości nie powinna jednak dziwić. – Idą jak burza – mówił przed meczem Bartłomiej Bis. Veszprem wygrało sześć poprzednich spotkań w Lidze Mistrzów. Teraz celowali w siódmą wiktorię.

Kielczanie nie zamierzali jednak ułatwić im zadania. W bramce życie gościom uprzykrzał dobrze dysponowany Vladimir Cupara, w ataku rządził białoruski duet. Na kole piłka z wyjątkową regularnością znajdowała Artsioma Karaleka, z drugiej linii bombardował Władysław Kulesz. Dzięki nim PGE Vive ocknęło się po niemrawych pierwszych minutach i po pierwszym kwadransie wynik wskazywał już status quo (9:9).

Chwilę zajęło jednak, zanim to gospodarze przejęli inicjatywę. Dopiero po dwudziestu minutach gry wyszli na pierwsze w meczu prowadzenie (13:12), które utrzymali już do przerwy.

To nie był mecz twardych defensyw, obie ekipy postawiły na atak. Dość powiedzieć, że Vive przed zmianą stron trafiło do węgierskiej 21 razy. Węgrzy odpowiedzieli osiemnastoma bramkami. W poprzednim meczu Ligi Mistrzów Mieszkow Brześć rzucił zaś Veszprem 20 bramek w ciągu całej godziny.

Na pewno w szatni kielczanie dowiedzieli się, że Barcelona do przerwy prowadziła z „Lwami” 20:12. Kielczanie byli już zatem niemal pewnymi czwartej pozycji w grupie. Vardar zaś radził sobie z Montpellier (16:13). Węgrom druga lokata wymykała się więc z rąk, w drugiej połowie przeciwko Vive musieli reagować.

I faktycznie, Węgrzy podkręcili tempo. Z miejsca zdobyli dwie bramki i zredukowali straty do jednej „na minusie”. Kielczanie podjęli rękawice. Wrzało na parkiecie, wrzało na trybunach i to już do ostatniego gwizdka arbitrów, na których w Hali Legionów sypały się gromy za niepopularne decyzje. Mecz dalej toczył się w szaleńczym tempie, ale mimo to gospodarze zdawali się kontrolować sytuację. Dopiero w 44. minucie rywale znów doprowadzili do wyrównania (27:27). Grę Węgrów za uszy ciągnął Mahe (8 bramek).

Gdy dziesięć minut przed końcową syreną gości mogli wrócić na czoło, karnego zatrzymał Cupara. Jednak: co się odwlecze, to nie uciecze. Cztery minuty później w bramce Vive nie było nikogo, Gajić spokojnie umieścił piłkę w kieleckiej siatce po raz 33 dla węgierskiego zespołu. Licznik kielczan wskazywał zaś 32.

To goście rozdawali teraz karty. Trener Davies użył bowiem asa: w węgierskiej bramce cudów dokonywał Arpad Sterbik. 60 sekund przed końcem znów był jednak remis (35:35). Piłkę mieli Węgrzy.

36 bramkę dla Veszprem zdobył… Manuel Strlek! Co za historia. Chorwat jeszcze w zeszłym sezonie rzucał bramki dla kielczan, teraz swoją jedyną bramką przesądził losy spotkania, bowiem decydujący rzut Kulesza zatrzymał się na poprzeczce!

Pomimo przegranej, PGE Vive i tak zajęło czwarte miejsce. W fazie TOP16 ich rywalem będzie ukraiński Motor Zaporoże.

PGE VIVE KIELCE – TELEKOM VESZPREM 35:36 (21:18)
PGE VIVE: Cupara, Ivić – Bis, Aguinagalde 4, Jachlewski 3, Janc 7, Lijewski 4, Jurkiewicz 1, Kulesz 4, Moryto 1, Mamić 1, Cindrić 2, Fernadez Perez 2, Karalek 6.
VESZPREM: Mikler, Sterbik – Manaskow 1, Ilić 1, Tonnesen 1, Gajić 4, Nilsson 3, Nagy 5, Marguc, Strlek 1, Terzić, Blagotinsek, Nanadić 6, Mahe 8, Mackovsek 3, Lekai 3.
Sędziowali: MIchal Badura, Jaroslav Ondogrecula (Słowacja). Widzów 4200.

SKLEP KIBICA

KOSZULKI | SZALIKI | CZAPKI | GADŻETY

Pin It on Pinterest