Mimo ambitnej postawy, Orlen Wisła nie zdołała odwrócić losów dwumeczu przeciwko Pickowi Szeged. Nafciarze po raz drugi ulegli rywalom – tym razem na wyjeździe 16:23 – i to Węgrzy zagrają w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
Mimo porażki w pierwszym spotkaniu (20:22), Orlen Wisła do Segedynu wcale nie jechała jak na ścięcie. – Nasz awans nie będzie żadnym cudem! – przekonywał Jose de Toledo. – Jestem realistą co do wyniku, ale znam też wartość i potencjał moich graczy – zaznaczał z kolei szkoleniowiec Wisły, Xavier Sabate.
Zwłaszcza, że w pierwszym meczu płocczanie wcale nie odstawali poziomem od rywali, była realna szansa na zwycięstwo. Do składu na Węgrzech wrócił dowódca obrony i encyklopedia piłki ręcznej – Renato Sulić. Dodatkowo świeżo w pamięci mamy jeszcze niesamowity powrót Wisły w dwumeczu z Bjerringbro Silkeborg. Wiedzieliśmy więc, że Nafciarzy stać na wielkie rzeczy.
By dokonać kolejnej i awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, Wisła nad Balatonem musiała wygrać z Pickiem trzema bramkami. Jeśli rzuciłaby ich 23, wówczas wystarczyłyby „tylko” dwa trafienia przewagi.
Takiego scenariusza w Segedynie jednak nie uwzględniano. Od pierwszych minut gospodarze byli maksymalnie skoncentrowani i nie pozwalali na wiele wicemistrzom Polski. O ile w pierwszym meczu kolejne bramki padały w żółwim tempie, na Węgrzech worek z bramkami otworzył się momentalnie. Po 180 sekundach gospodarze prowadzili 3:2. Potem jednak oba zespoły kompletnie się zacięły. Na kolejną bramkę czekaliśmy aż 6 minut (3:3).
Szybciej pozbierali się gospodarze, to oni nadawali ton spotkaniu i zdobywanie bramek przychodziło im o wiele łatwiej. Wspomagani dobrą postawą Mirko Alilovica w bramce, Węgrzy pewnie kroczyli do ćwierćfinału. Najpierw wypracowali dwie bramki przewagi (6:4), potem trzy (9:6), cztery (10:6), by do szatni schodzić z zaliczką pięciu trafień (13:8).
Bolączką Wisły była (nie)skuteczność. W trakcie pierwszej połowy wyniosła ona jedynie 40%, a ledwie 7-procentową efektywność w bramce wyliczono Adamowi Morawskiemu. Z przodu poderwać drużynę starał się jedynie Tomasz Gębala (do przerwy 4/6).
Druga połowa nie przyniosła trzęsienia ziemi i zmiany obrazu gry. Pick grał niesamowicie konsekwentnie, najczęściej kończąc akcje dograniem do koła, gdzie najskuteczniejszy w zespole Bence Banhidi wiedział już co zrobić z piłką (7 bramek).
W ataku Wisła grała bardzo jednowymiarowo. Próby pokonania napędzającego się z każdą minutą Alilovica podjęło się tylko dziesięciu Nafciarzy. Siedmiu skutecznie. Dla kontrastu – w protokole meczowym z bramką zapisało się aż jedenastu podopiecznych trenera Pastora (w tym Mirko Alilović).
Gospodarze powiększali więc swoją przewagę, która w apogeum sięgnęła ośmiu bramek (21:13). Węgrzy odnieśli dość spokojne zwycięstwo i zasłużenie awansowali do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, w którym zagrają z Vardarem Skopje.
Liga Mistrzów / 1/8 finału / mecz rewanżowy:
MOL PICK SZEGED – ORLEN WISŁA PŁOCK 23:16 (13:8)
Szeged: Sego, Alilović 1 – Maqueda 2, Bodo 1, Sigurmannsson 3, Canellas 1, Henigman, Balogh 1, Blazević, Gaber 1, Sostarić 1, Rodriguez, Banhidi 7, Kasparek 2, Bombac 3, Żytnikow.
Płock: Wichary, Morawski, Borbely – Daszek 3, Krajewski, Racotea 1, Moya 1, Zdrahala, Obradović, Góralski, Piechowski, Mihić, de Toledo 2, Sulić 1, Mlakar 3, Gębala 5.
Pierwszy mecz: 22:20.