– Jestem częścią tego zespołu, mam podpisany kontrakt, ale tak naprawdę to nie jest mój tytuł. Całą pracę wykonali chłopacy, którzy grali w tym sezonie. Byłem z boku, dopingowałem ich, ale na boisku nie mogłem im pomóc – mówi rekonwalescent Tomasz Gębala, który za sezon 2019/20 z PGE Vive Kielce odbierze złoty medal za mistrzostwo Polski.

Zawodnik tłumaczy, że do tej pory jedynym krążkiem z tego kruszcu w jego karierze była nagroda za Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży, wywalczona w roku 2011 w Płocku.
Reprezentant Polski w maju ub.r. po raz drugi w karierze zerwał więzadła krzyżowe przednie w prawym kolanie. Za zgodą klubowego trenera, po operacji, rehabilitację przechodził w Gdańsku. Na początku lutego br. sprowadził się wraz z rodziną (żoną Małgorzatą i półtorarocznym synem Filipem – przyp. autora) do Kielc, gdzie wynajmuje mieszkanie.
– Czuję się bardzo dobrze. Trenuję bardzo mocno. Moje zajęcia nie różnią się od pozostałych kolegów w drużynie, zwłaszcza teraz gdy ćwiczymy indywidualnie. Już w lutym, gdy były możliwe jeszcze treningi całego zespołu, to nie odpuszczałem w obronie. W ataku nie grałem jeszcze na 100 procent, aby unikać niebezpiecznych sytuacji – wyjaśnia rozgrywający. Powrót na boisko, jako pełnoprawnego zawodnika, jest na wyciągnięcie ręki. W zasadzie pozostały do wykonania testy w klinice Rehaspotu, które mają dać ostateczną odpowiedzieć na temat stanu zdrowia. Na razie, z uwagi na panującą sytuację epidemiologiczną w Polsce, jest to niemożliwe.
Gdy wywołany jest temat najbliższych meczów zespołu narodowego, Gębala stara się nie poddawać emocjom. Wyjaśnia, że trzeba rozgraniczyć jego gotowość fizyczną do gry z grą na odpowiednio wysokim poziomie, jaka wymagana jest od reprezentanta kraju. – Na pewno potrzebuję czasu, aby po tak długiej przerwie wejść w odpowiedni rytm, odpowiedni timing. Oczywiście bardzo chcę wrócić do kadry, ale trzeba zachować rozsądek – tłumaczy.

Fot: Norbert Barczyk / PressFocus
Najwyższy z braci Gębali uważa, że najbliższy rywal Polski – w kwalifikacjach MŚ 2021 – Litwa jest zespołem, do którego trzeba podejść mocno skoncentrowanym. Jej liderami są tacy zawodnicy, jak Jonas Truchanovicius z Montpellier czy wszechstronny Aidenas Malasinskas. – Litwa nie awansowała do ostatnich finałów mistrzostw Europy, ale grała w bardzo trudnej grupie kwalifikacyjnej, z Francją, Portugalią i Rumunią. Pamiętam jak zaraz po losowaniu rozmawiałem z Gilberto Duarte, który był świadomy, że nie będzie łatwo awansować – wspomina.
Reprezentant Polski uważa, że powstała sytuacja, związana z rozprzestrzeniającym się wirusem SARS-CoV-2 uczy, że można mieć wszystko zaplanowane i nagle wszystko wywraca się do góry nogami. – Pojawia się czarny łabędź. Wiele dziedzin życia ma olbrzymie problemy. Przede wszystkim trzeba zachować dyscyplinę. Wystarczy spojrzeć na kraje Dalekiego Wschodu jak: Japonia, Tajwan czy Singapur. Najmniejszy przypadek niezdyscyplinowania jest brzemienny w skutkach. To kojarzy mi się z kontuzjami. Lepiej zrezygnować np. z kilku treningów niż później ma wydarzyć się coś gorszego. Tak, teraz wszelkie planowanie nie ma sensu – mówi.
Tomek, jako głowa rodzina, w tych trudnym okresie jest zaopatrzeniowcem domu w artykuły spożywcze. Asortyment z innych branż zamawia przez Internet, choć stara się tą drogą nie kupować ubrań i obuwia. Podyktowane jest to jego nietypowymi parametrami – wzrost 212 cm, waga 124 kg, numer buta 48 i 2/3. Zwraca uwagę, że podobne rozmiary obuwia ma Sławomir Szmal.
Przeciętny dzień w domu państwa Gębalów wygląda w ten sposób, że rodziców najczęściej budzi dziecko. Po śniadaniu jest czas na indywidualny trening, rehabilitację nogi i zabawę z dzieckiem, także na balkonie. Jest dużo czasu na czytanie książek i szkolenie dzięki programom z Internetu. Zawodnicy PGE Vive Kielce dodatkowo samotnie trenują również w hali. – Okres do roku po takiej kontuzji, jaka mi się przydarzyła ponownie, jest najbardziej niebezpieczny. Jestem w komfortowej sytuacji, aby powoli wracać do pełni zdrowia i moja noga była coraz sprawniejsza i stabilniejsza niż kiedykolwiek – tłumaczy.
Czas spędzany w domu poświęca na dokształcanie a zarazem kontynuowanie pasji, którą jest nauka. Pomaga w tym zakupiona niedawno 800-stronicowa, nazywana przez znawców biblią, książka „Marketing” autorstwa Philipa Kotlera.
Tomasz Gębala po ukończeniu 3-letnich studiów z ekonomii na Politechnice Warszawskiej (filia w Płocku) ma tytuł licencjata. Rozgląda się za kontynuowaniem nauki na uczelni wyższej, ale nie chce tego robić wyłącznie dla magicznych literek „mgr” przed nazwiskiem. Studia w tym momencie traktuje jako dodatek. Pierwszeństwo mają sprawy związane z klubowym kontraktem.