Jak zainteresowałem się piłką ręczną, której to dyscyplinie pozostaję wierny do dziś?
Urodziłem się dwa dni po napaści Związku Radzieckiego na Polskę, tj. 19 września 1939 roku, w Krynicy, powiat Nowy Sącz. Moja matka pracowała w domu wczasowym, a ojciec w prywatnej cukierni. Mieszkaliśmy w kamienicy p. Mruka, ojca słynnego hokeisty i trenera Jerzego.
Agresja niemiecka sprawiła, że rodzice utracili pracę, co stało się powodem opuszczenia Krynicy. W styczniu 1940 roku moja rodzina przeprowadziła się do Poleśnicy, w powiecie brzeskim i za mieszkała u mojego dziadka ze strony matki, pomagając w pracach w skromnym gospodarstwie rolnym. W 1944 roku przeprowadziliśmy się do wsi Olszowa w powiecie brzeskim, zajmując pożydowski budynek z niewielką ilością ziemi. Budynek kryty strzechą a kuchnię i pokój oddzielała od obory sień. W całym budynku nie było podłóg, tylko ubita glina, a elektryczność była nieznana. W tej miejscowości rozpocząłem edukację w szkole podstawowej, która mieściła się w dworku należącym przed wojną do hrabiny Sanguszko. Do szkoły miałem około 5 km. Najbardziej lubiłem okres zimowy, a to dlatego, że do szkoły chodziłem w butach na drewnianej podeszwie, a budynek szkoły znajdował się na niewielkim wzniesieniu, co gwarantowało znakomitą ślizgawkę. W zimie zamarzała rzeka Olszówka, którą podróżowałem do szkoły, skracając, w ten sposób drogę, a podróż była bardziej atrakcyjna. Niestety przez cztery lata, które spędziłem w tej szkole nie zapamiętałem przedmiotu o nazwie wychowanie fizyczne.
W 1949 roku ojciec dostał pracę w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Zakliczynie n/Dunajcem. Rok później przeprowadziliśmy się do tej miejscowości zajmując, wraz z drugą rodziną, drewniany budynek przy ul. Jagiellońskiej 20. Naukę rozpocząłem w miejscowej szkole podstawowej od klasy piątej. Z zajęć wychowania fizycznego pamiętam rzut do celu atrapą granatu, rzut piłeczką palantową na odległość, musztrę i prace porządkowe wokół budynku szkoły. Na wyposażeniu szkoły nie było piłek. Po zakupieniu jedna piłka przypadała na całą szkołę a podstawową grą były dwa ognie. Nie mogło być mowy o ćwiczeniu w strojach sportowych, bo szkoła nie posiadała ani boiska ani szatni. Po lekcjach graliśmy w piłkę nożną; piłkę przynosił jeden z bogatszych uczniów. Tu przytoczę ciekawy incydent; umówiliśmy się z kolegami ze wsi Wesołów (od 5 klasy chodzili do naszej szkoły) na mecz, który rozegraliśmy na tzw. łęgu, czyli trawiastej łące nieopodal Dunajca. Następnego dnia właściciel łąki poskarżył się kierownikowi szkoły, że zniszczyliśmy trawę i podał kilka nazwisk, wśród nich i moje. Kierownik wezwał nas i przemówił do rozsądku, a następnie otworzył drzwi od szafy,w której było kilkanaście kijów różnej grubości (ja wybrałem najgrubszy). Sytuację rozładował nieżyjący już Marek Gołąb (brązowy medalista z Meksykuw podnoszeniu ciężarów), który powiedział „Panie Kierowniku, ja nie grałem, ja stałem na bramce”. To rozbawiło pana Kierownika i do wymierzenia kary nie doszło.
Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpocząłem naukę w Liceum Pedagogicznym w Tarnowie, w klasie o profilu wychowanie fizyczne. Tu spotkałem się z lekcjami wychowania fizycznego prowadzonymi na poziomie dotąd mi nieznanym. Z nauką nie miałem kłopotu, jednak najwięcej trudności sprawiała mi nauka gry na skrzypcach i śpiew. Dla naszych nauczycieli, pasjonatów, pedagogów z powołania zachowam dozgonną wdzięczność. W tej szkole przeżyłem też, która odcisnęła wyraźny ślad na moim charakterze. Liceum Pedagogiczne kształciło nauczycieli, którzy mieli służyć socjalistycznej ojczyźnie; dlatego w szkole był tzw. towarzysz organizator (ważniejszy od dyrektora), który z ramienia partii miał kształtować naszą świadomość. Wybitną pomoc w tej dziedzinie okazywała towarzyszowi pani Diaczenko, zastępczyni dyrektora, która prowadziła przedmiot Wiedza o Polsce i Świecie Współczesnym; właściwą treść zajęć stanowiło uwypuklanie dobrobytu i gloryfikacja ustroju ZSRR. Przynależność do Związku Młodzieży Polskiej była koniecznością, chociaż nie wszyscy nauczyciele to akceptowali. Ja również zapisałem się do ZMP i tu przeżyłem pierwsza porażkę. W trzeciej klasie zostałem wyrzucony z organizacji za palenie papierosów!!!. Od tego czasu nie należałem do żadnej organizacji, nawet na studiach do Związku Studentów Polskich. W czasie nauki w Liceum Pedagogicznym w Tarnowie reprezentowałem szkołę we wszystkich grach zespołowych. Najwięcej czasu poświęcałem siatkówce. Wówczas gra ta nie miała pozycji „libero”, a moje warunki fizyczne nie pozwalały na większe osiągnięcia. Pamiętam, że w roku 1955 lub 1956 przyjechał do szkoły przedstawiciel z Krakowa, który zapoznał nas z zasadami gry w piłkę ręczną 7 – osobową oraz z podstawowymi elementami techniki. Było to moje pierwsze spotkanie z piłką ręczną 7-osobową. Do tej pory grałem w piłkę ręczną 11-osobową.
Po zdaniu egzaminu dojrzałości w 1958 r. (byłem pierwszym absolwentem 5-letniego liceum) i po pozytywnym zaliczeniu sprawdzianu praktycznego i zdaniu egzaminu teoretycznego stałem się studentem Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego w Krakowie. W mojej 20-osobowej grupie prawie każdy uprawiał jakąś dyscyplinę sportu. Nie chcąc odstawać od kolegów, a przede wszystkim za namową starszego kolegi z liceum Staszka Majorka poszedłem na trening piłkarzy ręcznych AZS Kraków, gdzie spotkałem się z wielką życzliwością p. Władysława Stawiarskiego (późniejszego dziekana WSWF Kraków) oraz kolegów. Moja sprawność i swoboda w operowaniu piłką sprawiły, że pozostałem przy tej dyscyplinie do dziś. Panu trenerowi doc. dr. Władysławowi Stawiarskiemu zawdzięczam swoje osiągniecia sportowe i pełną edukację trenerską. Moje kwalifikacje trenerskie przedstawiają się następująco: Instruktor (1962), trener II klasy (1965), trener I klasy (1969), trener klasy mistrzowskiej (1976). Ten ostatni tytuł uzyskałem po zdaniu pięciu egzaminów z fizjologii sportu, psychologii, teorii sportu, biomechaniki i nauk politycznych; tylko z nauk politycznych otrzymałem ocenę dobrą, pozostałe zdałem na bardzo dobry. Najciekawiej przebiegał mój egzamin u prof. Fidelusa w Instytucie Sportu w Warszawie. Pracę szkoleniową rozpocząłem jeszcze, jako student w 1960 r. szkoląc drużynę juniorów AZS Kraków. Po ukończeniu studiów w 1962 r. rozpocząłem prace w Szkole Podstawowej nr 2 w Krakowie. Większość juniorów drużyny klubowej AZS stanowili uczniowie z tej szkoły. Jednym z nich był Jan Gmyrek medalista olimpijski – Montreal 1976. W latach 1969 – 1975 pracowałem w WKS Wawel Kraków. Z tą drużyną awansowałem do I ligi i w roku 1971 zdobyłem Puchar Polski pokonując w finale Flotę Gdynia. Z wielką przykrością stwierdzam, że w wydawnictwach z okazji 90-lecia i 100-lecia piłki ręcznej w Polsce, jako zdobywcę tego trofeum wymienia się Stal Mielec. W latach 1975 – 1981 pracowałem z zespołem Hutnik Kraków, z którym w roku 1977 awansowałem do I ligi, a w roku 1978 zdobyłem Puchar Polski i wicemistrzostwo Polski, w następnych latach 1979, 1980 i 1981 zdobyłem mistrzostwo Polski. W latach 1981 – 1985 prowadziłem reprezentację Egiptu a moim współpracownikiem z ramienia federacji Egiptu był obecny prezydent Światowej Federacji Piłki Ręcznej dr Hassan Moustafa. Prowadziłem również młodzieżową reprezentację Egiptu, z którą zdobyłem mistrzostwo Afryki (Angola 1983). W latach 1986 – 1989 trenowałem austriacki UVC Stockerau, z którym zdobyłem Puchar Austrii (1987). W latach 1989 – 1993 prowadziłem żeński zespół KS Cracovia, z którym awansowałem do I ligi. W latach W latach 1993 – 1997 ponownie pracowałem w Hutniku, z którym ponownie powróciłem do I ligi.
W szkoleniu centralnym uczestniczyłem od 1969 roku rozpoczynając współpracę z nieżyjącym już Mieczysławem Pleśniakiem, który wówczas prowadził reprezentację juniorów. W latach 1978 – 1980 współpracowałem z trenerem kadry narodowej seniorów Jackiem Zglinickim; jako trener współpracujący uczestniczyłem w Igrzyskach Olimpijskich – Moskwa 1980. Praca w szkoleniu centralnym była dla mnie zaszczytem i wyróżnieniem, stąd moje rozczarowanie, że wśród odznaczonych przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z okazji 100-lecia piłki ręcznej w Polsce nie znalazło się moje nazwisko. Wspomnę tylko, że wychowałem i ukształtowałem dziewięciu reprezentantów Polski, w tym czterech olimpijczyków (dwóch medalistów z Montrealu – 1976 r.).
Gdybym jeszcze raz rozpoczął pracę w zawodzie trenera, więcej uwagi poświęciłbym na propagowanie swoich osiągnięć i zdecydowanie zmniejszyłbym zaufanie do ludzi, którzy osiągnięć innych nie widzą lub nie chcą widzieć. Jestem dumny z tego, że mogę każdemu zawodnikowi, z którym pracowałem oraz koleżankom i kolegom z pracy w Studium Wychowania Fizycznego i Sportu Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie prosto spoglądać w oczy.