Jerzy Noszczak cz.2

Niektóre epizody z kart historii kobiecej piłki ręcznej

Dość sceptycznie przyjąłem propozycję i wielokrotne ponaglenia prof. Janusza Czerwińskiego dotyczące podzielenia się swoimi wspomnieniami z przebiegu pracy trenerskiej. Przede wszystkim dlatego, że nic wielkiego, szczególnego nie wydarzyło się w mojej wieloletniej działalności  na rzecz piłki ręcznej.  Mam tu na myśli medale mistrzostw igrzysk olimpijskich, świata czy Europy, które jednoznacznie określają poziom osiągnięć trenerskich. Oczywiście bardzo sobie cenię mistrzostwo Polski zdobyte z zespołem Piotrcovii czy Puchar Polski wywalczony z zawodniczkami Via-Veny Warszawa ale były to sukcesy na poziomie krajowym a moje ambicje i praca na stanowisku trenera kadry narodowej wskazywała na cele i osiągnięcia medalowe na poziomie międzypaństwowym.

Jak wszyscy wtajemniczeni wiedzą Profesorowi jednak nie sposób odmówić a pozostający dług w stosunku do osób, które miały wpływ na moją „karierę” nakazał mi przypomnieć kilka faktów z historii kobiecej piłki ręcznej, której głównymi bohaterami byli moi nauczyciele, współpracownicy i zawodniczki.  Tak jakoś dziwnie się stało, że jako trener w latach 1977-1993 miałem zaszczyt prowadzić reprezentację Polski juniorek, młodzieżową i seniorek w blisko 500 meczach międzypaństwowych. Wszystko zaczęło się w Warszawie w Szkole Podstawowej nr 143 i lV Liceum im Adama Mickiewicza, gdzie prawie całe dnie (poza niektórymi lekcjami) poświęcaliśmy na  zajęcia sportowe. Szczególne zasługi w nasze usportowienie wniósł prof. Wilhelm Szczepankiewicz, płk AK, nauczyciel wf, który  zaledwie podczas dwóch lat nauki w liceum (zmarł w 1960 r.), w bardzo skromnych warunkach lokalowych potrafił zaznajomić nas z gimnastyką przyrządową, lekkoatletyką i wszystkimi grami zespołowymi, a przede wszystkim z piłką ręczną, której reprezentacja liceum występowała w warszawskiej lidze szkolnej. Poziom wf oraz nasza indywidualna działalność sportowa pozwoliła na bezproblemowe zaliczanie wszystkich zajęć praktycznych na warszawskiej AWF. Tam też dobrze trafiłem. Ukończyłem studia ze specjalizacją piłki ręcznej prowadzonej przez trenerów – wykładowców i jednocześnie wybitnych sędziów międzynarodowych pp. Mieczysława Kamińskiego i Jerzego Jaworskiego. Z tego okresu znamiennym dla mnie była następująca sytuacja. Jednego ranka około godz. 9.00 w maju 1970 gdy smacznie spałem, obudził mnie telefon. W słuchawce odezwał się srogi głos „co się z tobą dzieje, trwa egzamin a ciebie nie ma”. Zapomniałem, że tego dnia był wyznaczony termin egzaminu ze specjalizacji piłki ręcznej. Dzwonił p. Mieczysław Kamiński, egzaminator przypominający studentowi o tak ważnej sprawie. Do dzisiaj jestem wdzięczny p. Mieczysławowi za taki gest. Dzięki temu, lekko spóźniony, mocno przestraszony i bardzo spocony zdałem w terminie egzamin i otrzymałem z Jego rąk dyplom  trenera piłki ręcznej. W późniejszym okresie, wielokrotnie wspierał mnie, jako trenera reprezentacji Polski, będąc kierownikiem podczas zawodów i turniejów międzypaństwowych. Warto pamiętać te nazwiska Mieczysław Kamiński i Jerzy Jaworski, którzy poza pracą dydaktyczną na warszawskiej AWF tworzyli w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych  jedną z najlepszych par sędziowskich na świecie. Po studiach i kilku latach pracy w warszawskim Liceum im.
N. Żmichowskiej znowu dobrze trafiłem. Mietek Kiegiel zaproponował mi pracę z dziewczętami w MKS Praga. Była to moja pierwsza działalność szkoleniowa i prawdziwa nauka zawodu  w bardzo dobrych warunkach, jak na tamte czasy – sala gimnastyczna o wymiarach 18×9 i pełnowymiarowe boisko asfaltowe. Szczególnie istotnym, była atmosfera współpracy i korzystanie  z doświadczeń nieco starszych kolegów – trenerów Mietka Kiegiela (późniejszy trener główny reprezentacji Polski)
i Wieśka Brengosa nauczyciela, wychowawcy wielu wybitnych zawodniczek (m.in. Bożena Gniedziuk-Markiewicz – 438 spotkań w reprezentacji Polski). Ten okres pracy z lat siedemdziesiątym pamiętam, jako stały ciąg zawodów w kategorii juniorek, rozgrywek międzyszkolnych, reprezentacji Warszawy w turniejach zaprzyjaźnionych stolic, spartakiad międzywojewódzkich. Szczególnie powszechny był sport, wg dzisiejszej nomenklatury „wyczynowy”, w szkołach podstawowych i średnich, gdzie w ramach zajęć pozalekcyjnych (SKS) młodzież mogła uprawiać różne dyscypliny sportu. Długo albo już nigdy nie osiągniemy posiadania z lat osiemdziesiątych w postaci 700 klubów sportowych piłki ręcznej zrzeszających około 30 000 zawodników (dzisiaj około 400 klubów i 20 000 zawodników).

Następny dla mnie łaskawy okres pracy trenerskiej został zapoczątkowany propozycją Mietka Kiegiela (wtedy trener reprezentacji kobiet) objęcia funkcji etatowego trenera kadry juniorek. Oczywiście była to propozycja nie do odrzucenia
i od tego czasu prawie wszystkie następne moje lata  pracy były związane ze Związkiem Piłki Ręcznej w Polsce. Ze zmianą miejsca pracy (dotychczas poza trenerką w MKS Praga pracowałem jako nauczyciel w L Liceum) był pewien kłopot, dzisiaj nie do uwierzenia. Po prostu były poważne problemy ze zwolnieniem się z pracy w szkole. Podanie moje zostało odrzucone a wielokrotne wizyty w kuratorium kończyły się straszeniem karami dyscyplinarnymi. W końcu jakoś się  udało i mogłem pełnić przez 11 lat funkcję trenera kadr młodzieżowych w pionie żeńskim. Wydaje mi się, że organizacja szkolenia klubowego i centralnego, w tym okresie, była na tak wysokim poziomie, że odwzorowywały ją inne zachodnie federacje. Pozytywne wyniki sportowe, o których za chwilę, były wynikiem ścisłej współpracy z trenerami klubowymi, z których wielu było moimi bezpośrednimi współpracownikami lub prowadzili, jako główni trenerzy reprezentację juniorek lub młodzieżową. Wymienić tu należy: Marcina Pawłowicza, Marka Karpińskiego, Ludwika Fonferka, Bogdana Kuliga, Romana Jezierskiego, Mariusza Łyszczyńskiego.  Dzięki ich zaangażowaniu i umiejętnościom nasze juniorki były przez wiele lat w ścisłej czołówce zespołów europejskich. Niestety w tych latach 1977-1991  nie rozgrywano mistrzostw Europy juniorek ale ich odpowiednikiem były corocznie rozgrywane Młodzieżowe Zawody Przyjaźni, w których startowało zazwyczaj osiem reprezentacji państw „bloku socjalistycznego”, które w tym czasie zdecydowanie dominowały w młodzieżowej piłce ręcznej (ZSRR, NRD, Węgry, Czechosłowacja, Rumunia, Bułgaria,  czasami Jugosławia i Korea Płn.). Oprawa, jak i poziom sportowy tych zawodów z powodzeniem był porównywalny z mistrzostwami Europy. Wszystkie zawody tego rodzaju wygrywała reprezentacja ZSRR. Nasza reprezentacja często zajmowała medalowe miejsca: 1977-II (trener główny M. Kiegiel), 1978-III, 1980-II, 1981-II, 1984-III. Warto to przypomnieć, ponieważ te wyniki świadczą o przynależności do ścisłej czołówki europejskiej (światowej) a niżej wymienione zawodniczki  w okresie późniejszym były wielokrotnymi reprezentantkami Polski w kategorii seniorek (Iwona Firley-Łącz, Bożena Gniedziuk-Markiewicz, Alicja Górecka-Główczak, Alicja Kaleta-Klonowska, Barbara Kamińska–Królik, Bożena Kamińska-Walasek, Wioletta Luberecka-Hammershaug, Bożena Łozińska – Karkut, Mirella Mierzejewska, Iwona Nabożna, Mariola Hryniewicz – Osmola, Beata Golik-Filip, Alina Niewiarowska-Magiera, Małgorzata Wyrębek-Kasprowiak. Z tymi zawodami wiążą się również ciekawe wspomnienia. W roku 1981 Młodzieżowe Zawody Przyjaźni odbyły się w ZSRR w miejscowości Pripiat a było to miasto specjalnie zbudowane od podstaw dla pracowników elektrowni atomowej w Czarnobylu. W dniu wolnym zwiedzaliśmy elektrownię, która była jeszcze w budowie, gotowy był jeden reaktor, drugi był właśnie na ukończeniu. Co się wydarzyło później to już prawie wszyscy wiemy. Niezależnie od tej tragedii, która wydarzyła się w roku 1986 dobrze wspominamy to miejsce ze względu na II miejsce naszej reprezentacji, oczywiście po drużynie ZSRR. Nie wszystkim sportowcom było dane być na zawodach w KRLD (Phenian – Korea Płn). Nasza reprezentacja juniorek tam właśnie była, zdobyła brązowy medal i mogła zobaczyć jak przebiega życie w tym kraju. Bezpośrednio po udanych dla nas zawodach mieliśmy odlecieć przez Moskwę do Warszawy. Okazało się, że pomimo posiadanej rezerwacji nasze miejsca zajęła jakaś ważna delegacja rządowa i oznajmiono nam, że wracamy następnym lotem za tydzień. Trzeba powiedzieć, że zaopiekowano się nami bardzo pieczołowicie i na ten tydzień wywieziono nas do hotelu rządowego do miejscowości Wonsan pięknie położonego na wybrzeżu morza japońskiego. Nic nam nie brakowało, mieliśmy kilku bardzo czujnych opiekunów
i większość czasu spędzaliśmy na plaży. Zaraz po przyjeździe i złożeniu bagaży w pokoju hotelowym razem z Marcinem Pawłowiczem zaczęliśmy grać w bilard. Po jakimś czasie jedna z zawodniczek zaczęła wołać, że z naszego pokoju wydobywa się dym. Szybko rzuciliśmy kije bilardowe i pobiegliśmy zobaczyć co się stało. Po otwarciu drzwi widzimy palące się w oknach firanki i pokój pełen dymu. Żaden z nas nie odważył się wejść do środka pomimo pozostawionych tam i nie rozpakowanych bagaży. Szybko powiadomiliśmy ochronę, która zawsze była blisko nas. Dzielni ochroniarze wbiegli do pokoju, co nas uspokoiło, że uratują nasz dobytek. Po niedługim czasie wybiegli na korytarz trzymając w geście triumfu wielki obraz ich wodza Kim Ir Sena, który obowiązkowo wisiał nad każdym hotelowym łóżkiem. Później byliśmy podejrzani o spowodowanie pożaru a jego przyczyna była bardzo prozaiczna. Po zakwaterowaniu włączyliśmy radio lampowe, które stało na oknie i nie miało z tyłu żadnego zabezpieczenia. W bezpośredniej bliskości były firanki, które zapaliły się od nagrzewających się lamp radiowych. Mieliśmy sporo nieprzyjemności a wręcz byliśmy podejrzani o sabotaż – akcję odwetową za tygodniowe przetrzymanie nas w Korei. Było tam wiele ciekawych, dziwnych zdarzeń charakterystycznych dla tego reżimu – smutnych, zapracowanych ludzi
i wszechobecne pamiątki związane z życiem i działalnością rewolucyjną ich wodza Kim Ir Sena. Jakże inne były wrażenia, które prawie w tym samym składzie doświadczyliśmy będąc w roku 1985 w Korei Płd. na Młodzieżowych Mistrzostwach Świata. Inny świat inni ludzie pomimo tego samego pochodzenia, luksusowe hotele, mecze w obecności 12 000 ludzi, co prawda hala w większości zapełniona zorganizowaną młodzieżą. Były to dla nas udane mistrzostwa, nasza drużyna wywalczyła brązowy medal po dramatycznym meczu z reprezentacją NRD. Mecz został rozstrzygnięty na naszą korzyść jedną bramką, dopiero po dwóch dogrywkach. Ogromny sukces naszych dziewcząt, które występowały w następującym składzie: Dorota Sobolewska-Przybysz, Barbara Stasiak-Henne, Beata Banaszczyk-Szafnicka, Elżbieta Dziadczyk-Kopertowska, Katarzyna Frąszczak, Alicja Kaleta-Klonowska, Agnieszka Kozak, Iwona Nabożna, Małgorzata Strzałkowska-Byzdra, Agnieszka Lis-Jagodzińska, Wioletta Luberecka-Hammershaug, Wioletta Malczak-Bergiel, Jolanta Pęciak-Cielebańska, Renata Tutkowska-Zienkiewicz, Beata Seliga. Kierownikiem był Mieczysław Kamiński, trenerem asystentem Marcin Pawłowicz, lekarzem Zbigniew Olejnik i fizjoterapeutą Marek Gaduła. Chwała tej ekipie a z drugiej strony refleksja: dlaczego jest to jedyny medal w historii naszej kobiecej piłce ręcznej?. Tak czy owak Korea, niezależnie czy północna czy południowa były dla nas przyjazne. Niewiele brakowało by po raz trzeci eskapada do Korei Płd. zakończyła się sukcesem. Otóż w roku 1990 nasza reprezentacja kobiet uzyskała awans do finałów mistrzostw świata, które były rozgrywane w Seulu. Mistrzostwa te były jednocześnie bezpośrednią kwalifikacją do Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. O braku tego upragnionego awansu, poza wynikami spotkań, zadecydowała przygoda z podróżą na miejsce zawodów.  W celu optymalnego przygotowania się do tych mistrzostw reprezentacja udała się na tygodniowe zgrupowanie aklimatyzacyjne do Chin (Szanghaj). Zgrupowanie to przebiegło bardzo dobrze, dobra forma zespołu potwierdzona została trzema zwycięskimi meczami z reprezentacją Szanghaju. W dobrych nastrojach, rankiem 23.11.1990 odlecieliśmy do Seulu z międzylądowaniem w Japonii. Na lotnisku w Nagasaki, w oczekiwaniu na lot do Seulu dowiedzieliśmy się, że w samolocie dla naszej grupy pozostało tylko siedem miejsc. Na nic zdały sią nasze błagania i argumenty o jutrzejszym, ważnym dla nas, meczu inaugurującym mistrzostwa świata. Udało się tylko wynegocjować jedno miejsce więcej (było w dyspozycji pilota) i ja z wybraną na lotnisku podstawową siódemką zawodniczek odlecieliśmy do Seulu. Pozostała część ekipy z kierownikiem Januszem Czerwińskim, trenerem Bogdanem Cybulskim, lekarzem Zbyszkiem Nowosadzkimi i  fizjoterapeutą Markiem Gadułą pozostała na lotnisku i przy pomocy życzliwych Japończyków opracowywała awaryjny plan pokonania trasy Nagasaki – Seul. W tym czasie nasza ósemka bezpośrednio po dotarciu zgodnie z planem na miejsce zawodów powiadomiła organizatorów o tym zdarzeniu z prośbą o przesunięcie pierwszego meczu z Jugosławią na następny dzień. Nie znalazło to żadnego zrozumienia udało się tylko zmienić kolejność spotkań i nasz mecz miał się odbyć jako ostatni tego samego dnia. Następnego dnia do południa odbyliśmy trening w składzie siedmioosobowym, nic nie wiedząc co się dzieje z resztą ekipy (nie było wtedy telefonów komórkowych). Zdenerwowanie nasze wzrastało z każdą godziną i po obiedzie byliśmy przekonani i przygotowani do wyjścia na mecz w składzie siedmioosobowym. Na szczęście około godz. 15.00 do hotelu dotarła pozostała część ekipy. Okazało się, że dzięki szybkim decyzjom szefa ekipy  Janusza Czerwińskiego i trenera Bogdana Cybulskiego odbyli oni wędrówkę autokarem z Nagasaki do Fukuoki, gdzie przenocowali i następnego dnia samolotem udali się do Seulu. Po przybyciu do hotelu i szybkim spożyciu posiłku był jeszcze krótki odpoczynek i wyjazd na mecz. Niestety po bardzo wyrównanym spotkaniu przegraliśmy z faworytem tych mistrzostw Jugosławią 18:19 (9:9). Pomimo to szansa awansu do Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie pozostawała prawie do ostatniego dnia mistrzostw. Kluczowym był mecz z Austrią, który zakończył się naszą przegraną 21:22 (09:12). Niestety „duży wkład” w zwycięstwo Austrii mieli sędziowie, którzy ewidentnie wypaczyli wynik tego meczu. Wyniki innych spotkań potwierdzają bardzo dobrą postawę naszej reprezentacji: mecze z Francją 29:19, Chinami 31:17, Koreą Płd. 29:24, Danią 27:26. Skład reprezentacji, która  była tak blisko upragnionego awansu do Igrzysk Olimpijskich – Barcelona 1992: A. Główczak, D. Gliszczyńska, Z. Chrószcz, E. Głażewska, B. Gniedziuk, B. Karkut, A. Klonowska, W. Luberecka, W. Malczak, M. Mierzejewska, J. Szpoton, E. Szeląg,A. Zienkiewicz, A. Garwacka i J. Pietras.

Z historii kobiecej piłki ręcznej należy jeszcze przypomnieć wydarzenie świadczące o wartości sportowej naszej reprezentacji z lat dziewięćdziesiątych.  W Zabrzu 26.06.1993 roku z okazji 75-lecia polskiej piłki ręcznej doszło do towarzyskiego  meczu Polska – Europa. W tamtych latach, w Europie dość często odbywały się takie mecze, upamiętniające jubileusze różnych federacji, zarówno w kategorii kobiet jak mężczyzn. Pomimo to, że miały charakter towarzyski, były rozgrywane zupełnie na serio i w ogromnej większości wyniki były korzystne dla reprezentacji Europy. Nasza reprezentacja pokonała Europę 26:23 (13:12) a ciekawostką był fakt gry ówczesnej zawodniczki Hypo Banku Bożeny Karkut, w pierwszej połowie meczu w reprezentacji Europy a w drugiej części meczu w reprezentacji Polski. Historyczne zwycięstwo nad reprezentacja Europy odniosły: A. Główczak, I. Kowalewska, D. Sobolewska,A. Ejsmont, A. Garwacka, E. Głażewska, B. Gniedziuk, S. Jezierska, M. Jędrzejczak, B. Karkut, A. Matuszewska, I. Nabożna, M. Tułaj, A. Zienkiewicz. Należy też przypomnieć, że reprezentację Europy prowadzili znakomici trenerzy S.T Jacobsen (Norwegia) i B. Macovei (Rumunia) a w jej składzie wystąpiły gwiazdy światowej piłki ręcznej: M. Raczi N. Rusnaczenko (Austria), V. Cosma i M. Tirca (Rumunia), H. Sundal i C. Svendson (Norwegia), M. Hoghdal (Szwecja), K. Szilaghyi (Węgry).

Przypomniane, tylko niektóre fakty z historii kobiecej piłki ręcznej lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych mówią dużo o niewykorzystanym potencjale naszych zawodniczek i braku spektakularnych sukcesów w postaci medali mistrzostw Europy i świata. Zdobycie jednego medalu w historii kobiecej piłki ręcznej (Młodzieżowe Mistrzostwa Świata – 1985) nie jest powodem do wielkiej dumy dla naszego środowiska. Jest tylko przykładem i zaproszeniem dla aktualnych reprezentantek, trenerów klubowych i trenerów wszystkich reprezentacji do pobicia tego niezbyt wyśrubowanego rekordu.

Warszawa,  13.04.2017

Pin It on Pinterest